Po raz pierwszy od wybuchu konfliktu zbrojnego z Palestyńczykami dwa tygodnie temu, władze izraelskie określiły dziś sytuację mianem "otwartej wojny". Dwóch Izraelczyków zostało zlinczownych przez tłum Palestyńczyków w Ramallah.

Taka deklaracja nie oznacza, że Izraelczycy chcą ponownie wkroczyć na terytoria Autonomii Palestyńskiej. Oznaczałoby to bowiem automatyczne rozszerzenie konfliktu na sąsiednie kraje arabskie, które musiałyby ująć się za Palestyńczykami. Tego nie chce żadna ze stron konfliktu. Sytuacji takiej obawiają się również inne państwa tego regionu, takie jak Egipt czy Syria, które za wszelką cenę chcą uniknąć wojny z Izraelem. Zaostrzenie retoryki przez władze izraelskie może mieć na celu uzmysłowienie wszystkim - w tym również przebywającym na Bliskim Wschodzie mediatorom - że sytuacja jest bardzo poważna. Zdaniem Izraela, do 21 października, kiedy odbędzie się spotkanie państw Ligi Arabskiej, Arafat będzie kontynuowal falę przemocy. Do tego dochodzi groźba wznowienia terroru islamskiego. Izraelczycy ostrzegają, być może po raz ostatni, że proces pokojowy może lec w gruzach.

Sytuacja w tym rejonie jeszcze bardziej się się zaogniła po incydencie w Ramallah. Tłum Palestyńczyków zlinczował Żydów, którzy - jak twierdzi strona Izraelska - przez pomyłkę wjechali samochodem do Ramallah. Dwóch mężczyzn zostało zabitych, trzeci jest ciężko ranny, a czwartemu prawdopodobnie udało się uciec. Palestyńska policja twierdzi, że byli to ubrani po cywilnemu antyterroryści izraelscy, którzy przeprowadzali tajną operację wojskową. Okoliczności tego zajścia nie zosatały jeszcze wyjaśnione. Wiadomo jedynie, że czwórka Izraelczyków, uciekając przed tłumem Palestyńczyków, schroniła się na posterunku policji w centrum Ramallah. Prawdopodobnie policjanci nie zdołali powstrzymać tłumu przed zlinczowaniem Izraelczyków. Incydent oznacza eskalację konfliktu. Izraelskie czołgi przesunęły się w stronę Ramallah. W Jerozolimie mówi się już o zerwaniu procesu pokojowego. Także zdaniem sekretarza generalnego ONZ, Kofiego Annana, ostatnie wydarzenia stawiają pod znakiem zapytania wysiłki zmierzające do zaprowadzenia pokoju na Bliskim Wschodzie, "To komplikuje wszystkie sprawy, które usiłujemy rozwiązać" - powiedział Annan. Władze Autonomii Palestyńskiej w specjalnie wydanym oświadczeniu oznajmiły, że "żałują tego co stało się w Ramallah", dodając jednak, że to strona izraelska ponosi odpowiedzialność za starcia.

W środę żołnierze izraelscy zastrzelili trzech demonstrantów, w czwartek nad ranem zginęła kolejna osoba. Mimo deklaracji armii izraelskiej, iż fala przemocy opada, zdaniem niezależnych źródeł, niepokoje przeniosły się z miast na główne arterie komunikacyjne kraju, blokowane przez demonstrantów palestyńskich, atakujących konwoje armii izraelskiej bądź podkładających ładunki wybuchowe na jezdniach. Tam właśnie w ciągu ostatniej doby dochodziło do wielu incydentów. Wicepremier Izraela Benjamin Ben-Eliezer uznał, że izraelsko-palestyński proces pokojowy jest "martwy" a liderowi Palestyńczyków Jaserowi Arafatowi zarzucił, że prowadzi do wybuchu wojny z Izraelem. Wicepremier - działacz Partii Pracy premiera Ehuda Baraka - wygłosił swą dramatyczną ocenę sytuacji w wywiadzie nadanym dzisiaj rano przez izraelską wojskową rozgłośnię radiową.

Posłuchaj korespondenta RMF FM z Tel Awiwu, Elego Barbura:

Być może jeszcze dziś dojdzie do posiedzenia specjalnej komisji do spraw bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie z udziałem mediatorów amerykańskich. Trójstronna komisja została powołana do życia w toku rozmów izraelsko-palestyńskich, prowadzonych w Wye Plantation (USA) w 1998 r. Dotychczas nigdy nie doszło jednak do spotkania komisji na wyższym szczeblu. Decyzja w sprawie zorganizowania takiego posiedzenia stanowi odpowiedź na żądanie Arafata, by przed wznowieniem rozmów pokojowych zbadana została przez międzynarodowe gremia kwestia użycia przez Izrael przemocy wobec demonstrujących Palestyńczyków.

W trwających od 28 września zamieszkach w Izraelu, Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęły już co najmniej 102 osoby - większość z nich to Palestyńczycy. Liczbę rannych ocenia się na ponad 3 tysiące.

15:20