Już 40 osób prowadzi głodówkę w Zakładach Linii Kolejowych w Gliwicach. Protestują przeciwko decyzji o zamknięciu ich oddziału. Ośmiu pracowników gliwickich zakładów głoduje także w warszawskiej siedzibie central związkowych.

Jak poinformował szef Solidarności w gliwickim ZLK Roman Chwała, o uchwale zarządu spółki, przewidującej likwidację, pracownicy dowiedzieli się wczoraj:

Wcześniej konsultowane ze związkami projekty restrukturyzacji zakładały utrzymanie zakładu w Gliwicach. Na zwołanym wczoraj zebraniu pracownicy spontanicznie zdecydowali o podjęciu głodówki. Oczekujemy przede wszystkim spotkania i wycofania się z decyzji o likwidacji gliwickiego zakładu - powiedział Chwała.

Wyjaśnił, że w związku z planowaną restrukturyzacją spółka zamierzała początkowo zlikwidować 10 z 27 regionalnych zakładów. Nie planowano wówczas likwidacji gliwickiego ZLK. Po negocjacjach ze związkami plany likwidacji zredukowano do czterech zakładów, a w tej grupie znalazły się Gliwice.

Oznaczałoby to, że miałyby zostać zlikwidowane trzy małe zakłady - w Gorzowie Wielkopolskim, Toruniu i Koszalinie - oraz jeden duży, w Gliwicach. Jesteśmy jednym z większych zakładów linii kolejowych w kraju, zatrudniamy blisko 1,7 tysiąca osób, obejmujemy jedną trzecią województwa śląskiego i część opolskiego - wyjaśnił Roman Chwała.

Związkowcy sceptycznie podchodzą do zapewnień zarządu, że mimo likwidacji żaden z gliwickich pracowników nie straci pracy. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób załoga miałaby zostać rozdzielona między sąsiednie zakłady z Opola i Tarnowskich Gór czy Sosnowca. Obawiamy się nierealnych propozycji - ze względu na możliwości dojazdu znaczne odległości czy zmiany charakteru pracy będą nie do zaakceptowania przez naszych pracowników. Szczególnie może to dotknąć pracujących w naszym zakładzie kobiet - podkreślił szef zakładowej Solidarności.

Jak dodał, duża część załogi gliwickiego ZLK wzięła dzisiaj urlopy na żądanie. Dwudziestu pracowników rozpoczęło rano protest głodowy na terenie zakładu, ośmiu innych pojechało głodować w Warszawie. Związkowcy pojechali do stolicy, by pokazać bezpośrednio pracodawcy efekty jego błędnych decyzji. Załoga jest zdesperowana, ale na razie nie będziemy wstrzymywać ruchu pociągów i utrudniać życia pasażerom. Zdajemy sobie sprawę, że to drastyczna forma protestu, ale zarząd też postępuje z nami drastycznie - podkreślił Chwała.