Unijni przywódcy zapalili zielone światło dla wyjątkowego, czasowego wprowadzania na kontroli na granicach wewnętrznych Wspólnoty. Polski premier chwalił się, że wywalczył zapis, który wyłączy z tych restrykcji obywateli strefy Schengen. Jesienią Komisja Europejska ma przedstawić zasady czasowego zawieszania układu.

Jak zauważa nasza dziennikarka, istnieje ryzyko, że kontrole, z których wyłączeni byliby obywatele strefy Schengen, mogłyby się odbywać na podstawie wyglądu czy koloru skóry. A to grozi dyskryminacją. Premier Donald Tusk pytany przez Katarzynę Szymańską-Borginon, czy przystoi Polsce zgłaszać takie zapisy, odpowiedział:

Potencjale zagrożenia, że ci, którzy na graniach wewnętrznych będą starali się walczyć z nielegalną imigracją, mogą się kierować jakąś charakterystyką na przykład taką dotyczącą koloru skóry, nie mają związku z tą propozycją Polski.

Premier nie potrafił jednak wyjaśnić, jak miałyby wyglądać takie kontrole w praktyce. Tusk przyznał, że nie wie, czy w ogóle da się pogodzić skuteczność walki z nielegalną imigracją z koniecznością swobody przemieszczania się. Wyraźnie chce zaczekać jak z tego dylematu wybranie Komisja Europejska, która jesienią ma przedstawić konkretne rozwiązania.

Nowy mechanizm ochronny, który ma rozszerzyć możliwości krajów co do czasowego przywracania kontroli na wewnętrznych granicach Schengen, ma zostać wdrożony "bez podważania zasady o swobodnym przepływie osób" i stosowany tylko "jako ostateczność", gdy kraj nie jest w stanie wypełniać zobowiązań dotyczących kontrolowania zewnętrznej granicy Schengen.

Jak powiedział Tusk, z punktu wiedzenia Polski jako przyszłej prezydencji, najważniejsza podczas szczytu była właśnie reforma Schengen, bo to Polska po przyjęciu propozycji przez Komisję Europejską będzie prowadzić negocjacje w tej sprawie między krajami i z Parlamentem Europejskim.

O tym, że polska poprawka ws. Schengen może mieć rasistowskie skutki pisze na swoim blogu dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Zachęcamy do lektury.