W drugiej połowie listopada pierwsi pracownicy warszawskiej FSO na Żeraniu otrzymają wypowiedzenia z pracy. Do marca przyszłego roku ma odejść prawie cała załoga - 1700 z 1800 zatrudnionych. Drugie tyle straci pracę w firmach kooperujących z najstarszą polską fabryką samochodów. Ukraiński właściciel firmy nie będzie już produkował samochodów w Polsce.

Związkowcy mają żal do kolejnych rządów, że nie zadbały o polski zakład. Wszyscy z motoryzacji chcą żyć, a nikt tej motoryzacji nie chce pomagać. Raczej chętnie sięga się do kieszeni podatnika, a nie próbuje się tworzeniem nowych miejsc pracy, pomóc budżetowi - mówi Marek Dyżakowski szef rady pracowników FSO.

A Wojciech Drzewiecki z SAMAR-u wierzy, że firma przetrwa i będzie produkować choćby odrestaurowane warszawy, które mogłyby służyć jako taksówki. Do tego potrzebny jest jednak nowy inwestor i znacznie mniej liczna załoga.

Jedynym ratunkiem dla FSO może okazać się inwestycja z Chin. Chiński ambasador nie zdementował informacji o możliwej produkcji na Żeraniu chińskich samochodów. Dziś do Polski przyjechała na kilka dni delegacja z Pekinu - z wiceministrem handlu, wiceszefem dyplomacji i kilkudziesięcioma przedstawicielami chińskich firm. Mają się spotkać z prezydentem i premierem. Gotowych jest kilka kontraktów. Chińczycy są zainteresowani polską miedzią, maszynami i telekomunikacją, a - według ambasadora - również budową dróg i linii kolejowych a nawet portów na Bałtyku.