Dwaj maszyniści pociągu, który spłonął w Białymstoku, są zatrzymani, przebywają w policyjnej izbie zatrzymań - dowiedział się reporter RMF FM. Pociąg, w którego składzie były 32 cysterny z paliwem, zapalił się wczoraj rano, po tym jak zahaczył o inny pociąg towarowy. Jak zaznacza prokuratura mężczyźni nie są zatrzymani w charakterze podejrzanych.

Prokuratura tłumaczy, że mężczyźni muszą zostać dokładnie przesłuchani. Ich zeznania będą bardzo istotne dla sprawy, dlatego śledczy wolą cały czas mieć ich na oku i dlatego mężczyźni nie zostali wypuszczeni do domów. O stawianiu im jakichkolwiek zarzutów nikt na razie nie mówi.

Dziś prokuratura ma formalnie wszcząć śledztwo w sprawie wczorajszej katastrofy. Trwają przesłuchania świadków, będą dodatkowe oględziny miejsca wypadku. Szef prokuratury prowadzącej sprawę nie chce na razie odpowiadać na pytanie, czy zawinił człowiek, czy może systemy kierowania ruchem na kolei.

Trwa ściąganie spalonych pociągów

Rano na miejsce przyjechał tzw. pociąg ratunkowy, wyposażony w duży dźwig. W tej chwili ten dźwig po kolei podnosi spalone wagony i lokomotywy i odkłada je obok torowiska. Tam czeka już specjalny pojazd gąsienicowy wyglądający prawie jak czołg. On odholowuje cysterny na bok, by zrobić miejsce na kolejne.

Pierwszą cysternę udało się zdjąć z szyn dopiero przed godz. 13. Przygotowania do tej akcji trwały kilka godzin, trzeba było usunąć spaloną trakcję elektryczną. Operacja nie jest łatwa, torowisko jest zniszczone, co utrudnia przemieszczanie dźwigu.

Kolejarze szacują, że ściągnięcie w sumie 19 cystern potrwa nawet do późnej nocy. Zapewniają, że nie ma już żadnego niebezpieczeństwa, bo cysterny są puste, ale na wszelki cały czas jest tam także kilka wozów gaśniczych straży pożarnej.

Inspekcja ochrony środowiska pobrała próbki gleby wokół torowiska. W przyszłym tygodniu będzie wiadomo, czy doszło do skażenia.