Sekretarz stanu w kancelarii premiera Władysław Bartoszewski powtórzył, że nie boi się pogróżek. Dzisiejsza "Gazeta Wyborcza" napisała, że pogróżki wobec Bartoszewskiego zaczęły się po poparciu przez niego kandydatury Bronisława Komorowskiego na prezydenta.

Bartoszewski porównał wówczas tego kandydata do "ojca rodziny", zaś o jego głównym konkurencie - szefie PiS Jarosławie Kaczyńskim powiedział, że ma "doświadczenie jedynie w hodowli zwierząt futerkowych".

Bartoszewski powiedział w Zielonej Górze, że anonimowe listy z pogróżkami nie trafiały bezpośrednio do niego. Odbierali je moi pracownicy i przekazali do odpowiednich władz - wyjaśnił. Dodał, że te władze przeprowadziły "ekspertyzy i badania".

O decyzji ministra spraw wewnętrznych i administracji o przydzieleniu mu ochrony, Bartoszewski dowiedział się na początku czerwca. Jako pracownik kancelarii premiera musiałem się podporządkować, że będą korzystał ze stałej ochrony osobowej, ponieważ moje życie i zdrowie jest zagrożone. Zapytałem się na czym to polega, i dowiedziałem się, że są wystarczające przesłanki - powiedział Bartoszewski. Zaznaczył, że mimo tych anonimów nie zmieni swojego postępowania "ani o jotę" i nadal będzie wykonywał swój program.

"Gazeta Wyborcza" napisała, że zatrudniająca Bartoszewskiego kancelaria premiera otrzymała ponad 100 anonimowych listów z pogróżkami pod adresem tego polityka. Były one podpisane m.in. "prawdziwy patriota" czy też "prawdziwy Polak".