Cztery osoby poniosły śmierć w starciach palestyńsko-izraelskich. Wśród zabitych wczoraj przez izraelskich żołnierzy znaleźli się dziewięciolatek i czternastolatek.

W czasie starć palestyńskich demonstrantów z armią izraelską w El Bireh na Zachodnim Brzegu Jordanu rannych zostało kilkadziesiąt osób, kilka z nich ciężko. Nowa eskalacja przemocy to wina Izraela – twierdzi przywódca palestyński przywódca Jaser Arafat. Według informacji z palestyńskich źródeł medycznych, dziewięcioletni Obadż Darradż został śmiertelnie trafiony w pierś przez zabłąkaną izraelską kulę w rodzinnym domu, w czasie starć w El Bireh. Kilkudziesięciu Palestyńczyków demonstrujących po piątkowej modlitwie w meczecie starło się z izraelskimi żołnierzami. Wieczorem żołnierze izraelscy zabili 23-letniego Palestyńczyka, gdy doszło do strzelaniny w pobliżu obozu uchodźców Kalandia, na północ od Jerozolimy. W szpitalu w strefie Gazy zmarł w piątek 14-letni Mohamed Helles, trafiony w głowę kulą w czasie starć z izraelskimi żołnierzami koło przejścia granicznego Karni na wschodzie Strefy Gazy. Wczoraj rano izraelscy żołnierze zastrzelili na skrzyżowaniu w pobliżu żydowskiego osiedla Netzarim 42-letniego Palestyńczyka, który - jak twierdzili - chciał podłożyć bombę. Według policji palestyńskiej, zastrzelony był osobą chorą psychicznie, całkowicie nieszkodliwą. Arafat obciążył Izrael odpowiedzialnością za eskalację przemocy. Jego doradca Nabil Abu Rudeina powiedział, że eskalacja może "prowadzić jedynie do większych napięć i przemocy w regionie". Rząd izraelski musi swą armię trzymać w ryzach, aby

utorować drogę do nowych rozmów pokojowych - dodał.

foto EPA

08:00