Izba Morska w Gdyni wszczęła dochodzenie w sprawie zatonięcia u wybrzeży Danii polskiego jachtu "Bieszczady".

Niedługo po katastrofie pojawiły się spekulacje, co było przyczyną zatonięcia jachtu. Jedna z wersji mówiła o zaniedbaniu kapitana, inna o błędzie sternika.

Która z hipotez jest bardziej prawdopodobna, próbował się dowiedzieć gdyński reporter RMF FM Robert Gusta. Sędzia prowadzący sprawę nie chciał wypowiadać się jednak na ten temat.

Izba Morska ma teraz kilka tygodni na zebranie rzetelnych materiałów. Na pewno kluczem do całej sprawy będą zeznania 19-letniej dziewczyny, która jako jedyna przeżyła katastrofę. Innym z ważnych dowodów może także okazać się dziennik pokładowy, z tym, że najpierw trzeba go wydobyć go z wraku jednostki. Sędziowie z Izby Morskiej czekają poza tym na wyniki przesłuchania kapitana statku, który staranował polski jacht. Zdaniem gdyńskich żeglarzy przyczyną katastrofy mogło być zaniedbanie obowiązków przez kapitana, który pozostawił na pokładzie samą 19-latkę, a sam poszedł spać. Pojawiają się także spekulacje na temat silnika, który mógł być niesprawny. Jednak oficjalne orzeczenie poznamy dopiero za kilka tygodni.

Duńczycy poszukają ofiar

Specjalny wysłannik RMF FM Mariusz Pietrasik dotarł do Kopenhagi. Według przekazanych przez niego informacji, specjalistyczna jednostka ratownicza z ekipą płetwonurków, która wypłynęła z portu w Kopengadze w poniedziałek wieczorem dopływa do północnego cypla Danii. Akcja będąca wynikiem rozmów premierów Danii i Polski rozpocznie się w środę rano. Jednostka ratownicza ma zakotwiczyć na 56. równoleżniku, potem płetwonurkowie zejdą w głąb Morza Północnego.

Na razie nic nie mówi się o planach wydobycia polskiego jachtu. Po namierzeniu wraku „Bieszczad” płetwonurkowie z Danii sprawdzą wnętrze kadłuba i dno Morza Północnego w pobliżu wraku w poszukiwaniu czlonków polskiej załogi, których nie udało się uratować.

13:15