Odszkodowania za brak stopnia wodnego na Wiśle domaga się Nieszawa. O budowie 5 lat temu zdecydował Sejm. Od tego czasu sporo wody upłynęło w Wiśle, a zapory nie ma.

Nieszawa to niewielkie miasteczko (2 tys. mieszkańców), malowniczo położone nad dość szeroką w tym miejscu rzeką, między Włocławkiem a Toruniem. Ciche i spokojne. Aż za ciche – mówią zgodnie mieszkańcy i władze miasta.

Wg ratusza, brak tej potężnej inwestycji hamuje rozwój miasteczka. Mieszkańcy nie mają pracy, a inwestorzy nie kwapią się do lokowania tam pieniędzy, bo odstraszają ich systemy ostrzegania o awarii tamy we Włocławku.

Tereny, które w normalnych miastach, położone nad Wisłą, dosyć atrakcyjne dla inwestorów – na nie są chętni, ale nie w Nieszawie. Każdy patrzy, że nie będzie budował tam, gdzie jest zagrożenie - mówi Andrzej Nawrocki, burmistrz Nieszawy.

A tama we Włocławku jest rzeczywiście w nie najlepszej kondycji. Stopień wodny w Nieszawie miał zabezpieczyć budowlę we Włocławku, dać ludziom w Nieszawie pracę, a miasteczku pieniądze. Na razie nic z tego nie ma i nie wiadomo, czy kiedyś będzie.

Inne zdanie na temat planów budowy zapory mają obrońcy środowiska. Twierdzą, że budowanie na Wiśle kolejnych tam zamieni tę rzekę w jeden wielki zbiornik retencyjny.