Brytyjski rząd szuka sporej igły w stogu siana.

Według opublikowanego raportu aż 60 tysięcy osób, które w Wielkiej Brytanii ubiegały się o azyl znikło bez śladu. Eksperci uważają, że to szacunek szalenie ostrożny. Ogólna liczba zaginionych może być znacznie wyższa. Dla porównania w ciągu ostatnich 10 lat tylko 14 i pół tysiąca osób otrzymało azyl polityczny. W tym samym przedziale czasu ubiegało się o niego aż 268 tysięcy ludzi.

Zdaniem brytyjskich służb imigracyjnych zaginieni to osoby, które po odmownym rozpatrzeniu swych wniosków zdecydowały się nielegalnie pozostać w Wielkiej Brytanii. Większość z nich mieszka w ukryciu i pracuje na czarno. Rajem dla niedoszłych azylantów jest wielomilionowy Londyn. Tam z łatwością można otrzymać zatrudnienie na budowach, w restauracjach czy firmach zajmujących się sprzątaniem biur. Szanse na przypadkowe znalezienie się w rękach policji są znikome, jako, że Brytyjczycy nie mają obowiązku noszenia przy sobie dowodów osobistych. Zresztą takiego dokumentu na Wyspach w ogóle nie ma.

Śladowe ilości nielegalnych imigrantów deportowane są po nalotach organizowanych przez brytyjskie MSM. Policja podejmuje jednak takie akcje tylko

po wcześniejszym otrzymaniu odpowiednich informacji i prawie wyłącznie w Londynie.

Z Londynu reporter RMF FM Bogdan Frymorgen