Rosjanie zdementowali wiadomość, że przyczyną awarii atomowego okrętu podwodnego "Kursk" na Morzu Barentsa była kolizja ze szpiegującą łodzią. Uszkodzony okręt, ze 107 osobami na pokładzie, spoczywa na głębokości około stu metrów.

Wstępne wyniki zewnętrznych oględzin przy pomocy aparatury głębinowej korpusu okrętu podwodnego "Kursk" nie potwierdziły hipotezy o jego zderzeniu z niezidentyfikowanym obiektem. Informację taką przekazał agencji ITAR-TASS przedstawiciel jednego z przedsiębiorstw przemysłu obronnego związanego z opracowywaniem obiektów marynarki wojennej, który uczestniczy w operacji ratunkowej. Nie wykluczył on, że uszkodzenie przedniej części okrętu, w wyniku którego zatopiony został przedział torpedowy, było skutkiem wybuchu. Jego przyczyny nie są jeszcze znane - mógł nastąpić w wyniku niestandardowego zadziałania jednego z mechanizmów wysokiego ciśnienia.

Premier Michaił Kasjanow powołał komisję do zbadania przyczyn awarii. Na jej czele stanął wicepremier Ilia Klebanow. Pomoc w uratowaniu załogi "Kurska" zaoferowały Stany Zjednoczone. Pentagon mógłby wysłać na miejsce specjalną mini łódź podwodną, która wyniosłaby załogę na powierzchnię. Rosjanie jednak dopiero dziś zdecydują,w jaki sposób będą ratować marynarzy z "Kurska". Sztab Floty Północnej poinformował, że załoga żyje i utrzymywany jest z nią kontakt radiowy. Marynarka wojenna nie potwierdza informacji, że na pokładzie są zabici i ranni.

Operacją ratunkową kieruje osobiście dowódca Floty Północnej, admirał Wiaczesław Popow. Akcja przebiega opornie, gdyż Rosjanie nie dysponują nowoczesnym sprzętem ratunkowym. Pomoc zaoferowali także Norwegowie, jednak jak do tej pory Moskwa nie odpowiedziała na tę ofertę. Z wypowiedzi wysokich rangą rosyjskich wojskowych wynika, że na pokładzie "Kurska" nie ma broni atomowej, nie stwierdzono też wycieku z reaktora jądrowego. Jak poinformowała rosyjska telewizja NTW, przednia część spoczywającej na dnie morza jednostki jest zalana wodą. Dostała się ona do środka prawdopodobnie przez wyrzutnie torped, w czasie próby odpalenia pocisków. Na okręcie wyłączono reaktory atomowe - brak energii grozi jednak wyczerpaniem zapasów tlenu.

Jedynym sposobem uratowania stuosobowej załogi "Kurska" jest użycie miniaturowych ratunkowych łodzi podwodnych - twierdzi Bernard Prezelin, francuski ekspert w dziedzinie okrętów wojennych. Rosja ma łódź podwodną klasy India, która wyposażona jest w dwa batyskafy. Mogłyby one przetransportować małe grupki podwodniaków z uszkodzonego okrętu na powierzchnię morza. Amerykanie również dysponują podobnym sprzętem. Można w nim nurkować nawet na głębokość półtora tysiąca metrów. Jednak rzecznik Pentagonu stwierdził, że nie można go użyć do akcji ratunkowej na rosyjskiej jednostce. Śluzy miniokrętu nie będą pasować do kadłuba rosyjskiego statku - powiedział kontradmirał Craig Quinley.

Ratownicy mają tylko dwie doby, by uratować stuosobową załogę - twierdzą brytyjscy specjaliści od łodzi podwodnych. Po tym czasie uszkodzony okręt zostanie już całkiem zalany.

O to, jak marynarze będą mogli się wydostać z okrętu, zapytaliśmy Jerzego Jańczukowicza, szefa gdańskiego klubu płetwonurków, znawcę okrętów podwodnych:

Okręt podwodny "Kursk" to jednostka klasy Oscar. Na okręcie można zainstalować 24 rakiety z głowicami atomowymi. Jednostka została zwodowana w 1994 roku i jest uważana za jedną z najnowoczesniejszych w rosyjskiej marynarce wojennej. Rosja ma 11 takich okrętów. Siedem z nich służy we Flocie Północnej.

Rosyjskie okręty podwodne psuły się w ostatnich latach wielokrotnie. Jeden z najtragiczniejszych takich przypadków, to zatonięcie jednostki "Komsomolec", niedaleko wybrzeży Norwegii, 11 lat temu. Zginęło wtedy 42 rosyjskich marynarzy.

Gazeta "Izwiestia" ujawniła niedawno, że w ciągu ostatnich 40 lat na służbie zginęło ponad pół tysiąca marynarzy z rosyjskich okrętów podwodnych.

8:00