Konrad Piasecki: Pan już widział ten film, czy odnalazł pan w nim swojego ojca?

Andrzej Szpilman: Oczywiście. Zaczęło się od tego, że znalazłem swoją rodzinę, której nigdy nie widziałem, a nagle znalazłem się w bezpośredniej bliskości, w środku mieszkania, w którym mieszkali nieopodal tej ulicy, na której się znajdujemy, na Śliskiej. Było to dla mnie bardzo wstrząsające przeżycie.

Konrad Piasecki: Czy Władysław Szpilman Romana Polańskiego grany przez Adriena Brody’ego to taki Władysław Szpilman, jakiego pan zapamiętał?

Andrzej Szpilman: Trudno to określić wynika to z tego, że poznałem Adriena Brody’ego na planie i od razu uderzyło mnie i ujęło jego ciepło, bezpośredni wdzięk osobisty. Trudno mi było się potem zdystansować od tego obrazu Adiena jaki miałem.

Konrad Piasecki: O pańskim ojcu można przeczytać między innymi to, że po opisaniu wspomnień o getcie, ukrywaniu się w najpierw okupowanej, potem zrujnowanej Warszawie nie chciał do niej wracać. To prawda?

Andrzej Szpilman: Tak. Ojciec nie czytał ich nawet później. Już nie czytał tej książki nigdy, nie mógł się z nią skonfrontować. Ona była zbyt plastyczna, wiedział od ludzi, jak na nią reagują. Nie chciał się dać ranić.

Konrad Piasecki: Jak pan, jego syn, dowiedział się o jego okupacyjnych przeżyciach?

Andrzej Szpilman: W wieku 12 lat odkryłem tą książkę i przeczytałem ją zupełnie przypadkowo, zafascynowany tym, że na okładce stoi Władysław Szpilman „Śmierć miasta”, zszokowany tym, że to jest książka ojca, o której nigdy nie wspominał. Wiedziałem, że jest dość znanym kompozytorem, nawet niektórzy śpiewali jego piosenki wtedy, nawet słyszałem, że grywa na fortepianie, nagle okazało się, że też umie coś napisać.

Konrad Piasecki: Syn o przeżyciach ojca dowiaduje się z książki. To dość niezwykłe…

Andrzej Szpilman: Z książki, którą zresztą gdzieś zagrzebaną znalazłem w szafie.

Konrad Piasecki: Krytycy o filmie pisali różnie, pan umie go chłodno i obiektywnie ocenić?

Andrzej Szpilman: Ja mogę tylko powiedzieć, że ten film był dla mnie głęboko poruszający, zresztą poruszający także dla wszystkich, którzy siedzieli obok mnie w sali kinowej.

Konrad Piasecki: Czyli to nie jest film poruszający tylko dla syna głównego bohatera?

Andrzej Szpilman: Absolutnie nie. Ja widziałem, że nikt się nie potrafił obronić przed tym filmem. Obrazy z tego filmu pozostają na wiele lat w pamięci, tak jak obrazy z wielu innych filmów Polańskiego.

Konrad Piasecki: Czyli cieszy się pan, że to właśnie Polański nakręcił?

Andrzej Szpilman: Nikt by nie mógł zrobić tego lepiej.

Konrad Piasecki: Mówił pan, że to film, który zmienia obraz Polski, dlaczego?

Andrzej Szpilman: Zmienia ten obraz Polski, ponieważ on istnieje. Jest bardzo trudny do zmienienia i trzeba było takiego człowieka jak Polański, żeby do takiej zmiany doprowadzić. Ten obraz wyraźnie pokaże i uzmysłowi ludziom, że Warszawa to jest miejsce kaźni i kto do tego doprowadził.