Na jednym z odcinków specjalnych rajdu zimowego na Dolnym Śląsku, rozpędzone auto jednego z zawodników wjechało wczoraj w grupę kibiców. Jeden z nich zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. W stanie ciężkim jest kierowca samochodu.

Pomimo udzielenia kibicowi natychmiastowej pomocy mężczyzna zmarł. Nie miał on szans na przeżycie ponieważ odniósł bardzo poważne obrażenia głowy. Drugi ranny mężczyzna nadal przebywa w szpitalu w Bystrzycy Kłodzkiej. Przyczynę wypadku zbada policja i prokuratura.

Do wypadku doszło na śliskiej nawierzchni kiedy rozpędzone auto wypadło na ostrym zakręcie z drogi. Jak powiedział sieci RMF FM jeden z kierowców, Robert Sługocki, wypadek wyglądał bardzo groźnie: „Samochód leżał na dole w rowie i prawdopodobnie był ścięty słup telefoniczny. To był bardzo szybki zakręt, było naniesione dużo błota i pewnie wyniosło go troszkę” – powiedział Sługocki.

Być może do wypadku by nie doszło gdyby kibice zachowywali się zgodnie z obowiązującymi na rajdzie przepisami ale przyczyny wypadku wyjaśni policja oraz prokuratura. Jak powiedział naszemu reporterowi Janusz Kulig chwilowo na rajdzie jest naprawdę niebezpiecznie: „Stoją czasami w fatalnych miejscach; my jeszcze dodatkowo jedziemy jako pierwsze auto więc dosłownie przepychamy się między tymi ludźmi a w niektórych partiach jest błoto, na odcinakach jest potwornie ślisko." - powiedział Kulig. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że to pierwszy i ostatni wypadek na tym rajdzie.

00:15