Instytucje UE zatrudnią niemal 300 osób z Polski do tłumaczeń konferencji i pism urzędowych. W najbliższych miesiącach rozpoczną się kolejne egzaminy. Z kilkudziesięciu kandydatów zda je ok. dziesięciu. Chętnych jednak nie brakuje, bo Unia kusi perspektywą kariery i pensją liczoną w tysiącach euro.

Tłumacz na posadzie w Brukseli powinien posługiwać się co najmniej dwoma językami oficjalnymi Unii i wykazywać się ponadprzeciętną umiejętnością w posługiwaniu się mową ojczystą. Wymagane jest wykształcenie wyższe, ale nie musi być to dyplom filologii.

Po przyjęciu do pracy, tłumacze zdobywają dodatkowe umiejętności na specjalnych kursach. Są one dosyć kosztowne, ale jak mówią sami tłumacze, taka jest po prostu specyfika tego zawodu. Ten zawód ma to do siebie, że jest ciągłą nauką, że ciągle trzeba się doskonalić. Pieniądze wydaje się również na koszty reprezentacyjne, czyli na to, żeby przyzwoicie wyglądać. Natomiast to nie jest też tak, że trzeba wydać „furę” pieniędzy, żeby tym tłumaczem być - mówi współpracujący z Komisją Europejską tłumacz Jarosław Król.

Dobrą wiadomością dla kandydatów na unijnych tłumaczy może być to, że Piętnastka szykuje stypendia uniwersyteckie dla starających się o te stanowiska.

Foto: RMF

03:25