Za niecały tydzień wszystko już będzie jasne. Będziemy wiedzieć, czy Al Gore, czy George W. Bush będzie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Na razie jednak ich kampania wyborcza nie zwalnia tempa.

Obaj kandydaci nie ustają w wysiłkach by przekonać wyborców, że oponent nie nadaje się do rządzenia. Choć obaj zaprzeczali we wtorek i środę w "Tonight show" Jay'a Leno, że Bush nazywa Gor'a kłamcą a Gore podkreśla, że Bush nie ma przygotowania do tego urzędu, to jednak płatne ogłoszenia ich sztabów dokładnie to mówią. obaj kandydaci są na Zachodnim Wybrzeżu, w stanach, w których Gore powinien wygrać. Jednak w Oregonie i w stanie Washington niezłe notowania Ralpha Nadera mocno zagrażają jego pozycji. Kalifornia wydaje się nieco pewniejsza ale i tu Bush junior nie składa broni. Bush senior i była pierwsza dama Ameryki, odwiedzają tymczasem Florydę, gdzie wciąż nie ma zdecydowanego faworyta. George W. Bush żartował ostatnio, że jeżeli jego brat Jebb, gubernator tego stanu nie zapewni mu tam zwycięstwa, atmosfera podczas Święta Dziękczynienia może być chłodna.

Tymczasem swój głos w wyborach prezydenckich oddał już indeks giełdy nowojorskiej Dow Jones: prezydentem powinien zostać Al Gore. Jeśli wierzyć badaniu przeprowadzonemu przez "New York Times", główny indeks Wall Street jest najlepszym wskaźnikiem wyników głosowania w wyborach prezydenckich. Jeśli wzrasta on między końcem lipca i końcem października, wygrywa kandydat partii rządzącej. Jeśli spada, partia rządząca przegrywa. W tym roku Dow Jones spadł w połowie października poniżej 10 tysięcy punktów. W ostatnich dniach pnie się nieustannie w górę i doszedł do 10 tysięcy 970 punktów. W trakcie 25 wyborów, jakie odbyły się od czasu, gdy Charles Dow wprowadził swój indeks, zasada ta sprawdziła się 22 razy i tylko trzy razy zawiodła.

00:30