"Wyślemy pismo do Brukseli, ale na razie czekamy na odpowiedź ws. wstępnych obliczeń na temat obniżenia deficytu finansów publicznych". Tak urzędnicy resortu finansów tłumaczą dziennikarzowi RMF FM Konradowi Piaseckiemu, dlaczego Komisja Europejska nie dostała jeszcze oficjalnej odpowiedzi polskiego rządu w sprawie redukcji naszego zadłużenia.

Zamiast pełnej odpowiedzi, którą rząd miał wysłać do piątku, do Brukseli trafiły jedynie szczątkowe wyjaśnienia. Komisja chce, żeby rząd redukował zadłużenie z niemal ośmiu do trzech procent oraz wytłumaczył jak chce to zrobić.

Przedstawienie planu tak radykalnej obniżki wydaje się to założeniem odważnym oraz, zwłaszcza w roku wyborczym, niebezpiecznym. Podobno, to co resort finansów wysłał do Brukseli, jako wstępny projekt, jest bliskie spełnienia warunków Komisji Europejskiej. Zawartość dokumentów jest na razie tajemnicą. Ale, kiedy wszystko zostanie uzgodnione, wtedy materiały ujrzą światło dzienne.

Procedura, jak tłumaczą przedstawiciele resortu finansów, jest taka, że najpierw przedstawiamy propozycje redukcji. I to polski rząd już zrobił w piątek. Potem, czekamy na reakcję brukselskich urzędników, odpowiadamy na ich pytania i uzgadniamy szczegóły. Kiedy wszystko zostanie uzgodnione i zweryfikowane, wtedy wyślemy oficjalny list na który czeka unijny komisarz.

Rozgrywka między unijnym komisarzem ds. gospodarczo-walutowych Oli Rehnem a polskim ministrem finansów Jackiem Rostowskim jest intrygująca. I to nie tylko z polskiego punktu widzenia. Deficyty finansowe gnębią całą Unię: jeśli rzeczywiście Bruksela zamierza egzekwować twardo ich redukcję, to zwiastuje Europie niesnaski i zaciskanie pasa.