Politycy dawno już przyzwyczaili nas do tego, że nie przebierają w słowach i potrafią obrzucać się określeniami, które nie powinny padać z ust ludzi pretendujących do bycia elitą, zwłaszcza jeśli legitymują się naukowymi tytułami.

Politycy dawno już przyzwyczaili nas do tego, że nie przebierają w słowach i potrafią obrzucać się określeniami, które nie powinny padać z ust ludzi pretendujących do bycia elitą, zwłaszcza jeśli legitymują się naukowymi tytułami.
Siedziba Sądu Najwyższego /PAP/Marcin Obara /PAP

Można zżymać się na takie ich zachowania, można czuć niesmak, można dawać wyraz swojemu niezadowoleniu, można wreszcie mieć dosyć wysłuchiwania połajanek rodem z podwórka i zobojętnieć na polityczne spory, ale trzeba się, niestety, pogodzić z upadkiem obyczajów w tej sferze życia publicznego.

Nie wolno natomiast przejść do porządku dziennego nad chamskimi odzywkami wobec sędziów, nawet jeżeli ma się jak najgorsze zdanie o ich decyzjach. Lekceważąc bądź znieważając przedstawicieli trzeciej władzy wyrządza się swojemu państwu ogromną krzywdę i wystawia sobie fatalne świadectwo. Takie postępowanie zawsze należy zdecydowanie piętnować.

Dlatego też niedopuszczalna i nie do obrony jest dzisiejsza wypowiedź rzeczniczki klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości Beaty Mazurek, która nazwała  Sąd Najwyższy "zespołem kolesi". Rozumiem jej niezadowolenie z uchwały tego gremium o potrzebie respektowania wszelkich - także niepublikowanych - wyroków Trybunału Konstytucyjnego, do których powinny się stosować wszystkie sądy powszechne i wojskowe, ale użycie takich słów jest karygodne. Nic dziwnego, że Nowoczesna zapowiedziała wniosek do Komisji Etyki Poselskiej o ukaranie tej posłanki.

Jestem zbulwersowany zachowaniem osoby, która reprezentując największy klub w Sejmie szczególnie powinna dbać tak o treść, jak o formę swoich wypowiedzi. Mogą one być ostre i barwne, ale nigdy obraźliwe ani chamskie. Bardziej i boleśniej można przecież dopiec przeciwnikom finezyjną retoryką niż ordynarnymi odzywkami. Jeśli się potrafi...