Ten sam spacer w parku. Ta sama ścieżka, drzewa, których kształt znamy na pamięć. Kroki, światło i ledwie słyszalny zgiełk ulicy. Wszystko znajome. Jak zawsze. W takiej monotonii kryją się największe fotograficzne wyzwania.

Jeśli uda nam się odkryć w niej coś nowego, warto nacisnąć spust migawki. Nie powinniśmy się jednak kierować przypadkiem. Fotografia to polowanie. Pojedynek myśliwego z uciekającą zwierzyną, pogoń za ukrytym w znajomym obrazie zaklęciem.

Tego dnia w parku było podobnie, dopóki nie dostrzegłem biegnącego pod górę człowieka. Musiałem przyspieszyć, by znaleźć się bliżej (żaden teleobiektyw nie zastąpi kilku szybkich kroków). Łapię go w centrum kadru, między drzewami. Dobiegając mrużę oko, zaczynam płycej oddychać. Uginam kolana. Zawsze w takich momentach czuję, że fotografowanie pozbawia mnie tlenu. Lubię ten lekki zawrót głowy. Wtedy jestem gdzieś indziej. Coś mnie porywa, w nieznane. Potem słyszę już tylko pstryk.

W tym zdjęciu nie ma nic niezwykłego. Ale z tysiąca i jednego spaceru zostanie wspomnienie - to popękane gałęziami niebo, linie papilarne ścieżki w parku i anonimowy człowiek, daleko na horyzoncie, unoszący się nad ziemią w dynamicznym skoku. A ponad wszystko... cisza. Jej w fotografii szukam najczęściej.