"Bardzo się dziwię, że hokej jest w Polsce mniej popularny niż piłka nożna. Dostarcza o wiele więcej frajdy! Nieprzewidywalne sytuacje, ostra, prawdziwie męska walka. To jest coś, co musi pasjonować" - mówi RMF FM gen. Roman Polko. Były dowódca GROM jest zawodnikiem Hokejowej Reprezentacji Artystów Polskich, która w sobotę zagra w Tychach dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. "Moje dzieci, kiedy przychodziły na świat, korzystały ze sprzętu z czerwonymi serduszkami WOŚP" - podkreśla gen. Polko.

Edyta Bieńczak: Panie generale, sześć lat temu odszedł pan do rezerwy, a tymczasem obowiązek wzywa - trzeba szykować się na nową wojnę. Tyle że nietypową, bo hokejową.

Gen. Roman Polko: Rzeczywiście, ten czas bardzo szybko biegnie. Odszedłem do rezerwy, ale ktoś, kto prowadził dynamiczne życie, w rezerwie nie może się nudzić. Szczerze mówiąc, mam teraz więcej zajęć niż wtedy, kiedy byłem w służbie, bo oprócz działalności związanej z bezpieczeństwem państwa, którą realizuję pro publico bono, angażując się chociażby w projekty Biura Bezpieczeństwa Narodowego, mam czas na realizację tego, na co zawsze czasu mi brakowało - na własne pasje czy spełnianie marzeń z okresu dzieciństwa, młodości - a jedną z takich pasji był zawsze hokej. Trzeba było tylko nauczyć się jeździć na łyżwach.

Pan pochodzi z Tychów, nie trzeba tłumaczyć, jak ważne to miejsce na hokejowej mapie Polski. Jako dziecko czy nastolatek kibicował pan GKS-owi?

Kibicowałem, chodziłem na mecze GKS-u Tychy - również te piłkarskie, kiedy byliśmy wicemistrzem Polski, mało kto to pamięta, ale hokej jednak bardziej mnie pociągał. Pamiętam, że kiedy siedziałem na trybunach, zawsze marzyłem o tym, żeby krążek, który czasem wylatuje poza te wszystkie bariery ochronne, wpadł w moje ręce! To byłby skarb bezcenny. Ostatnio miałem to szczęście - zdarzyło się to podczas meczu z Unią Oświęcim, krążek przeleciał w stronę widzów i trafił w moje ręce. Nawet w tej chwili trzymam go w ręku, ale jest to własność i skarb mojej córki.

Wielu zawodników Hokejowej Reprezentacji Artystów Polskich mówiło mi, że w dzieciństwie czy w wieku nastu lat razem z kolegami zimą zalewali wodą boiska szkolne i grali w hokeja. W pana przypadku przygoda z hokejem zaczęła się podobnie?

Dokładnie tak było. Muszę powiedzieć, że na podwórku byłem animatorem sportu. Stół pingpongowy złożyliśmy z jakichś tablic propagandowych, które gdzieś tam nocą odbijaliśmy. A między blokami zalewaliśmy wodą boisko i tam jeździliśmy na łyżwach, przykręcanych śrubami do butów. Tak naprawdę niespecjalnie potrafiłem jeździć, bo i technika była zupełnie inna. Dopiero teraz odkrywam, co to znaczy mieć na nogach prawdziwe łyżwy.

W ubiegłym roku zobaczyłem, jak grają Artyści. Ja byłem trenerem, ale takim, który jak by wjechał na łyżwach na lodowisko, toby się od razu przewrócił. Ale zobaczyłem wtedy, jaka to wspaniała sprawa. Zacząłem się przede wszystkim uczyć jeździć na łyżwach - ciągle się uczę, jeszcze dużo mi brakuje. Mam za to świetnych towarzyszy w osobach mojego blisko czteroletniego syna i córki, która ma sześć i pół roku. I polecam to wszystkim matkom i ojcom - nie patrzcie z boku, jak wasze dzieci uczą się jeździć, warto samemu ubrać łyżwy i być razem z dzieciakami na lodzie. Frajda jest przy tym ogromna! U mnie umiejętności jest niewiele, ale nadrabiam to pasją i chęcią.

Dzisiaj popularność hokeja w Polsce jest znacznie mniejsza niż kiedyś. Szkoda, bo to bardzo piękna dyscyplina.

Dla mnie hokeiści są współczesnymi rycerzami. Oni nie mają w ręku broni, mają kije hokejowe. Jest zbroja, którą zakładają na siebie, żeby w miarę bezpiecznie te zmagania prowadzić. To jest naprawdę fajna męska walka. Hokej jest mniej popularny niż piłka nożna i ja się bardzo temu dziwię, bo ta dyscyplina dostarcza o wiele więcej frajdy podczas oglądania niż piłka kopana. Jest wiele nieprzewidywalnych sytuacji, dynamika, dwu-, trzybramkowa przewaga wcale nie przesądza o zwycięstwie, jest ostra, zaciekła walka, prawdziwie męska, do końca. To jest coś, co musi pasjonować. Dlatego chyba tak łatwo dałem się oczarować temu sportowi. Szczególnie teraz, kiedy mam na to czas, bo kiedyś, na drodze tej militarnej kariery, rzeczywiście brakowało czasu na pasje.

Przed meczem w Tychach Hokejowi Artyści mówią, że pan będzie ich tajną bronią.

(śmiech) Mamy tajny plan, ale nie uchylę rąbka tajemnicy, bo nie byłoby to dobre dla drużyny. Mimo że głównym celem jest pomoc, to zespoły chcą się nawzajem zaskakiwać. Nie wiem, co Sportowcy przygotowali przeciwko nam. Mnie Artyści - jako ludzie, którzy mają ogromną fantazję, wyobraźnię - chcą wykorzystać jako narzędzie i mam nadzieję, że będę skutecznie realizował naszą strategię i uda nam się wygrać.

Cel, o którym pan wspomniał, jest jak zwykle w przypadku meczów HRAP-u charytatywny, zagracie w Tychach dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. A i atrakcji będzie mnóstwo.

Hokej z Gwiazdami to jest naprawdę fantastyczna impreza. Zobaczyć można nie tylko grę amatorów w hokeja, mnóstwo zabawnych sytuacji, które sprawiają, że uśmiech nie schodzi z twarzy, ale też emocjonujące pokazy - motorowe, tańca na lodzie. Ubiegłoroczne widowisko było zapierające dech w piersiach, wspaniałe. I myślę, że w tym roku wcale nie będzie gorzej.

A przy okazji tej świetnej zabawy wspieramy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy - bardzo ważną inicjatywę, która na trwałe wpisała się do polskiej tradycji. Jakieś głosy próbują ją gdzieś tam dyskredytować, ale nie mają żadnych szans na sukces. Świat medyczny, a przez to całe nasze społeczeństwo, bardzo dużo tej inicjatywie zawdzięcza. Nie dziwię się, że tak naprawdę zdecydowana większość społeczeństwa bardzo mocno ją wspiera.

Moje dzieci, kiedy przychodziły na świat, korzystały ze sprzętu z czerwonymi serduszkami WOŚP: z inkubatorów, urządzeń do badań słuchu, które realizuje się zaraz po urodzeniu. To było w szpitalu na Karowej.

W wielu miejscach lekarze mówią, że gdyby nie WOŚP wielu rzeczy by im brakowało i - choć oczywiście powinno być inaczej - bez sprzętu od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie wyobrażają już sobie funkcjonowania placówek, w których są zatrudnieni.

W pańskim przypadku chęć pomocy Wielkiej Orkiestrze wynika również z osobistego doświadczenia.

Zdecydowanie tak. Dlatego też nie odmówiłem Jurkowi Owsiakowi, kiedy zaprosił mnie do Akademii Sztuk Przepięknych. Naprawdę warto wspierać tę inicjatywę, bo robimy to w istocie dla siebie.