"Powiedzieliśmy, że nie mamy broni, nie stanowimy niebezpieczeństwa. Tata obrócił głowę w moją stronę, wtedy Rosjanin do niego strzelił. Dwa razy, w okolice serca. Upadł" - tak 14-letni Jurij z Buczy opowiada w rozmowie z BBC o momencie śmierci swojego ojca. 49-letni prawnik Rusłan Neczyporenko zginął na oczach syna. 17 marca zastrzelił go rosyjski żołnierz.

17 marca Jurij i jego 49-letni ojciec Rusłan wyszli ze swojego domu w Buczy, by zdobyć lekarstwa i jedzenie. W pewnym momencie zatrzymał ich na ulicy rosyjski żołnierz. 

14-latek relacjonuje, że razem z ojcem unieśli ręce. Powiedzieliśmy, że nie mamy broni, nie stanowimy niebezpieczeństwa - opowiada chłopiec. Tata obrócił głowę w moją stronę. Wtedy został postrzelony. Dostał dwie kule w klatkę piersiową, w okolice serca. Upadł - wspomina Jurij.

Żołnierz strzelił także do nastolatka. Trafił go w lewą rękę. Chłopiec upadł. Gdy leżał, dosięgła go jeszcze jedna kula. Został trafiony w ramię.

Leżałem na brzuchu. Nie widziałem, co dzieje się wokół mnie - mówi Jurij. Żołnierz strzelił jeszcze raz. Celował w głowę. Kula przeszła jednak przez kaptur kurtki, którą chłopiec miał na sobie.

Potem Rosjanin znów strzelił - tym razem w głowę Rusłana. Mężczyzna - jak twierdzi Jurij - już wtedy nie żył.

Miałem atak paniki. Moje ramie krwawiło, miałem ręce we krwi - relacjonuje 14-latek.

"Błagał, bym tego nie robiła, że mnie też zabiją"

Rosyjski żołnierz wrócił do czołgu. Wtedy chłopiec wstał i uciekł. Gdy wrócił do domu, opowiedział matce, co się stało. 

Ałła chciała biec na miejsce. Miała nadzieję, że syn się myli, że Rusłan jest ranny i potrzebuje pomocy. Syn błagał, bym tego nie robiła, mówił, że mnie też zabiją - opowiada kobieta.

Mimo wszystko wyszła na ulicę, by dotrzeć do męża. Powstrzymali ją sąsiedzi. Powiedzieli mi, bym dalej nie szła, bo Rosjanie zabijają wszystkich - wspomina.

Kobieta dotarła do ciała męża następnego dnia, razem ze swoją matką. Udało im się przekonać rosyjskich żołnierzy i zabrać ciało Rusłana. Zaniosły je do domu i pochowały w przydomowym ogródku.

Rusłan miał 49 lat. Był prawnikiem. Nie mógł siedzieć w schronie i czekać. Był wolontariuszem, pomagał ludziom - wspomina Ałła. Nie byliśmy niebezpieczni, byliśmy cywilami, mieliśmy białe chusty, by to pokazać - dodaje Jurij. 

W wyniku rosyjskiej rzezi, w Buczy mogło zginąć nawet 400 osób.