Chadecy, socjaliści i liberałowie zawiązali w Parlamencie Europejskim nieformalne porozumienie na niekorzyść nowych krajów Unii - także Polski. W efekcie nie będzie parytetów przy tworzeniu unijnej dyplomacji, a Polska nie będzie się liczyć w unijnej polityce zagranicznej. Zły dla Polski kompromis został wynegocjowany przez niemieckiego socjalistę Bernharda Rapkaya.

W nieformalnym porozumieniu chodzi o to, aby szybko przeforsować korzystny do starych krajów UE kompromis, nie dopuszczając nawet do głosowania zgłoszonych uprzednio poprawek. Kluczowe decyzje zapadną dzisiaj, a rozstrzygające głosowanie odbędzie się na komisji prawnej PE w Strasburgu. Jak zachowają się polscy eurodeputowani? A jak zachowuje się polski rząd?

W raporcie Rapkaya nie ma żadnych zobowiązań prawnych co do odpowiedniego udziału Polaków i obywateli nowych krajów w europejskiej dyplomacji. Raport mówi ogólnikowo o tym, że rekrutacja powinna "odbywać się w oparciu o jak najszersze kryterium geograficzne" i, że do nowej służby będzie "wchodzić odpowiednia i znacząca liczba obywateli z wszystkich państw członkowskich".

To tylko dobre intencje. Nie ma żadnych gwarancji ani mechanizmu prawnego, który by regulował kwestię odpowiedniej reprezentacji dla nowych państwa UE. Wielkim kuriozum jest dołączenie do raportu oświadczenia szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton, która zapewnia, że przywiązuje do tych zasad "najwyższą wagę". To tak , jakby w Sejmie dołączono oświadczenie jakiegoś ministra, że będzie on przywiązywać "najwyższą wagę" do przyjętej ustawy…

Podpierając się oświadczeniem Ashton Rapkay de facto przyznaje, że jego własne zapisy są słabe. Jak się dowiedziałam - zgodnie z nieformalnym porozumieniem dokument ten ma być przyjęty bez możliwości głosowania jakichkolwiek poprawek. A te, które leżą na stole (o wiele korzystniejsze dla Polski), to: opinia przyjęta przez komisję spraw zagranicznych PE autorstwa Jacka Saryusz-Wolskiego (PO) i gwarantująca "pozytywną dyskryminację" na korzyść nowych krajów - poprawka Zbigniewa Ziobro (PiS).

Jeżeli ten swoisty "zamach" starych krajów się uda i dokument Rapkaya przejdzie prawie jednomyślnie, to bardzo trudno będzie złożyć nawet poprawkę na sesji plenarnej. A o to właśnie chodzi Ashton i starym krajom UE: jak najszybciej powołać europejską służbę zagraniczną na własnych warunkach. Dlatego wiele będzie zależało dzisiaj od postawy polskich posłów komisji prawnej : Tadeusza Zwiefki (PO), Zbigniewa Ziobro (PiS) oraz Lidii Geringer de Oedenberg (SLD).

Zwłaszcza ważne będą działania posła Zwiefki. To on jako koordynator i "sprawozdawca cień" negocjował w imieniu chadeków kompromis z Rapkayem. Jest więc w pewnym sensie współautorem porozumienia. Teraz, gdy sprawa tej cichej ugody wyszła na jaw, ma poważny problem. W rozmowie ze mną przyznał szczerze, że zapisy u Rapkaya są rzeczywiście - słabe. Zdaje sobie także sprawę, że głosując za Rapkayem odrzuca tym samym korzystne poprawki (między innymi swojego kolegi z PO, Jacka Saryusz-Wolskiego). Jak więc zagłosuje? Nieformalny kompromis Rapkaya stał się możliwy także dzięki temu, że rząd premiera Tuska sam zrezygnował z walki o parytety (czy docelowe wyznaczniki zatrudnienia) w zamian za kilka wysokich stołków u Ashton.

W kołach PO w Brukseli mówi się, że chodzi o 4-5 stanowisk: poza ogłoszonymi już dwoma stanowiskami ambasadorów w Ammanie i Seulu mielibyśmy jeszcze otrzymać stanowisko ambasadora Unii (przy ONZ?), zastępcy ambasadora raz posadę u boku Ashton dla Macieja Popowskiego. Takie jest zresztą od początku myślenie rządu. Ujawniłam to jako pierwsza w marcu na blogu "Stołek za kwoty. Ten układ się Polsce nie opłaca".

Rząd nie dał więc wsparcia tym eurodeputowanym, którzy od początku zabiegali o parytety. A wręcz wysyłał nieformalne instrukcje by działań tych posłów nie popierać. To jednak polityka obliczona wyłącznie na doraźny - sukces, nieuwzględniająca długoterminowych interesów Polski. Łatwiej pochwalić się ważnym stanowiskiem teraz, niż gwarancjami, że w przyszłości Polacy będą mieli realny wpływ na unijną politykę zagraniczną. Dzisiaj waży się polska racja stanu. Na razie zanosi się na klęskę i to na własne życzenie.