​Po politycznym wyroku białoruskiego sądu z 8 lutego dziennikarz i działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut pozostaje na razie w areszcie w Grodnie. Od daty ogłoszenia wyroku ma dziesięć dni na złożenie odwołania, a decyzja, do której kolonii karnej ma trafić, zapadnie dopiero po rozpatrzeniu apelacji - mówi Barys Harecki ze stowarzyszenia BAŻ.

Andrzej po ogłoszeniu wyroku skazującego przebywa teraz (w dalszym ciągu) w areszcie i ma dziesięć dni na odwołanie się od wyroku. Rozpatrywać apelację będzie Sąd Najwyższy. Cała procedura zajmie prawdopodobnie kilka miesięcy - mówi Barys Harecki ze zlikwidowanego przez władze Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ).

Obecnie wyrok nie jest prawomocny. Do rozpatrzenia apelacji przez Sąd Najwyższy Andrzej najpewniej pozostanie w areszcie w Grodnie - zaznacza rozmówca PAP.

Jeśli sąd odrzuci apelację i utrzyma wyrok niższej instancji, to dokumenty zostaną przekazane do MSW, do departamentu penitencjarnego. To ta struktura podejmuje decyzję, do jakiej kolonii trafia dana osoba - wyjaśnia Harecki. Jak dodaje, zazwyczaj są to ośrodki karne oddalone od miejsca zamieszkania, od rodziny, chociaż formalnie bliscy mają możliwość zwrócenia się z prośbą, by było to bliżej.

Andrzej może teoretycznie trafić do kolonii w obwodzie homelskim, mohylewskim, witebskim czy brzeskim, nie ma żadnej reguły dotyczącej takich decyzji - mówi Harecki. Na Białorusi jest kilkanaście kolonii karnych, zwanych też łagrami.

Poczobut ma odbyć wyrok w kolonii o zaostrzonym rygorze. W jednej kolonii mogą przebywać osoby o różnym statusie - z rygorem ogólnym, zaostrzonym. Ich sytuacja różni się uprawnieniami - ilością możliwych przesyłek, w tym pieniężnych, widzeń, itd. - tłumaczy przedstawiciel BAŻ.

Z informacji centrum praw człowieka Wiasna wynika, że więźniowie polityczni są obecnie praktycznie we wszystkich koloniach na Białorusi, a w różnych zakładach karnych przebywa od siedmiu do 99 takich skazanych. Ogółem za więźniów politycznych organizacje praw człowieka uznały 1438 osób. Część z nich przebywa w aresztach w oczekiwaniu na proces.

Z białoruskich przepisów wynika, że w przypadku "zaostrzonego rygoru" więzień może wydać w ciągu miesiąca (w specjalnym "sklepie") do 185 rubli białoruskich (ok. 330 zł), odbyć dwa krótkie i dwa długie spotkania w ciągu roku, a także otrzymać trzy paczki do 20 kg i dwie - do 2 kg.

Te "przywileje" mogą zostać ograniczone decyzją władz kolonii, a z informacji obrońców praw człowieka i relacji byłych więźniów politycznych wynika, że takie kary są często stosowane.

Dziennikarz Radia Swaboda Ałeh Hruzdziłowicz był kilkukrotnie "karany" przez umieszczenie w tzw. izolatorze karnym - mówi Harecki.

Całe swoje świadome życie myślałem, że izolator i karcer to jest to samo. Teraz rozumiem, że to są różne rzeczy. Karcer jest lżejszy i on może być w areszcie. A w kolonii - izolator. W karcerze dają ci materac, pościel, śpisz w normalnych warunkach. W dzień to jest zabierane i łóżko jest składane; cały dzień jesteś na nogach. W izolatorze śpi się na gołych deskach, które rozkładane są o godz. 21, a składane o 5 rano. Trzeba szybko wstać i cały dzień chodzić. Jest tam jeszcze taka ławeczka, ale na niej nie da się spać. Patrzą na ciebie cały czas przez wizjer. Jak zamkniesz oczy, to mogą dodać jeszcze 10 dni - opowiadał sam Hruzdziłowicz.

W białoruskich koloniach karnych więźniowie mają obowiązek pracy. Według władz mają się oni "poprawiać", bo to są kolonie "poprawcze", więc muszą pracować. To może być różna praca - produkcja mebli, jakieś prace remontowe, czasem nawet w męskich koloniach są szwalnie (w żeńskich koloniach głównie szyje się mundury i innego rodzaju stroje robocze). Zależy to od tego, jakie zakłady produkcyjne są na terenie danej kolonii - zaznacza Harecki.

Dodaje, że normą jest, że więźniowie polityczni mają w więzieniach żółte naszywki. To ma niby oznaczać, że są skłonni do ekstremizmu, do ucieczki, etc. - uzupełnia rozmówca PAP.

Wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze dla Andrzeja Poczobuta ogłosił 8 lutego sędzia Grodzieńskiego Sądu Obwodowego Dzmitryj Bubienczyk.

W uznanym za politycznym procesie, który trwał od 16 stycznia, władze zarzuciły Poczobutowi, obywatelowi Białorusi i działaczowi polskiej mniejszości "podżeganie do nienawiści", a jego działaniom - polegającym na kultywowaniu polskości i publikowaniu artykułów w mediach, przypisano znamiona "rehabilitacji nazizmu". Poczobut był również oskarżony o wzywanie do działań na szkodę Białorusi. Groziła mu kara do 12 lat więzienia.

Organizacje praw człowieka uznają Poczobuta za więźnia politycznego, a postępowanie wobec niego - za motywowane politycznie. Władze Polski oraz społeczność międzynarodowa apelują do władz Białorusi o uwolnienie aktywisty oraz zaprzestanie represji przedstawicieli mniejszości. MSZ RP twierdzi, że niedemokratyczne władze Białorusi przetrzymują Poczobuta jako "zakładnika relacji polsko-białoruskich", a wyrok na niego nazwało "haniebnym". Polska dyplomacja zapewnia, że podejmuje działania - jawne i niepubliczne - na rzecz uwolnienia Poczobuta.