Na cztery miesiące przed wyborami parlamentarnymi premier Bułgarii Bojko Borysow złożył wniosek o dymisję swojego rządu. Głosowanie nad nim zaplanowano na czwartek. "Władzę dał nam naród, zwracamy mu ją. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, by odpowiedzieć na żądania protestujących" – oświadczył polityk.

Jako bezpośrednią przyczynę dymisji Borysow wskazał demonstracje przeciwników wysokich cen energii. Podkreślił, że "nie będzie rządził pod naciskiem ulicy" i zarzucił lewicowej opozycji rozniecanie niepokojów.

Deklaracja premiera nie wstrzymała ulicznych demonstracji, choć wzięło w nich udział znacznie mniej osób niż wcześniej. Podczas pikiet w Sofii, Płowdiwie, Warnie, Błagojewgradzie i Starej Zagorze Bułgarzy deklarowali swój sprzeciw wobec monopolu w gospodarce i żądali nowej umowy społecznej.

Borysow podjął decyzję o odejściu po ponad dwóch tygodniach protestów spowodowanych wysokimi rachunkami za energię elektryczną. W ostatnich dniach demonstracje przeradzały się w coraz gwałtowniejsze wystąpienia antyrządowe. "Mafia!" - skandowali co wieczór demonstranci na ulicach bułgarskich miast.

Dymisja rządu i ewentualne samorozwiązanie parlamentu sprawi, że niedokończonych pozostanie wiele projektów. Najważniejszy z nich to nowa ordynacja wyborcza. Jeśli nie zostanie przyjęta, wybory parlamentarne odbędą się według starej, ostro krytykowanej przez OBWE.

(MN)