Limity na ten rok w rządowym programie refundacji in vitro albo już się skończyły, albo właśnie się kończą. I to po niespełna 4 miesiącach. Zainteresowanie zabiegiem przerosło oczekiwania lekarzy.

Nie spodziewałem się, że będzie tylu chętnych. Obawiałem się, że limit jaki dostaliśmy na Szczecin będzie wręcz za duży - mówi prof. Rafał Kurzawa, twórca rządowego programu in vitro. Jego klinika jest jednym z miejsc, gdzie za zabiegi płaci NFZ. Od lipca, kiedy program ruszył, zgłasza się o 1/3 par więcej. Zarejestrowanych jest już prawie 500 par. Nie wszystkie przejdą pomyślnie wszystkie badania kwalifikujące do wykonania zabiegu zapłodnienia pozaustrojowego. W tym roku NFZ zapłaci za ok. 300 takich zabiegów. W przyszłym za 500. To tyle, co chętnych z ostatnich 4 miesięcy.

Wszystkie pary, które się teraz będą zgłaszać, będą czekać już na następny rok - dodaje prof. Kurzawa. Część ośrodków par wcale już nie rejestruje, bo limit, a więc pieniądze z NFZ, się wyczerpały. Lekarze przyznają, że przydałoby się  więcej środków, ale decyzja w tej sprawie należy do Ministerstwa Zdrowia.

W samym Szczecinie potwierdzonych jest już 25 ciąż z zapłodnienia pozaustrojowego. Skuteczność zabiegów sięga 30 proc. To dużo, bo program jest rygorystyczny. Wykorzystujemy tylko jedną zapłodnioną komórkę - mówi prof. Kurzawa.

Pierwsze polskie "refundowane dziecko" powinno urodzić się w kwietniu przyszłego roku.

INTERWENCJA RMF FM. Nasi dziennikarze pomogą Wam rozwiązać problem. Czekamy na Wasze zgłoszenia.