Nawet dwadzieścia razy więcej może kosztować naprawa gminnych dróg zniszczonych przez ciężki sprzęt podczas budowy autostrady A1 z Torunia do Włocławka. To szacunki Aprivii - jednego z wykonawców, który utrzymuje, że potrzebuje na ten cel nie miliona, jak wcześniej zakładał, a około 20 milionów złotych.

Wykonawca liczy na dodatkowe pieniądze z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Przedstawiciel firmy broni się, że gdy firma jako wykonawca zaczynała pracę, na wielu drogach nie było ograniczeń dla ciężkich pojazdów, więc nie spodziewał się takiej skali zniszczeń. Nikt nie zwracał uwagi na to, że one nie są przystosowane do ruchu ciężkiego. Nie było wcześniej takiego typu ograniczeń i dalej one nie istnieją - mówi Grzegorz Kiczor z Aprivii.

Jak dodaje, sprawa uszkodzonych dróg nie jest też tak jednoznaczna, jak to przedstawiają poszczególne gminy. Wiele z tych dróg jeszcze przed rozpoczęciem prac było w nie najlepszym stanie i teraz przedstawiciele gmin domagają się ich naprawy - podkreśla.

Nie dostaną ani złotówki

Marek Kowalczyk, dyrektor bydgoskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która miałaby się do remontu dołożyć, uważa, że tłumaczenie wykonawcy jest kuriozalne. Czy ja mam rozumieć, że na kilka miesięcy przed zakończeniem kontraktu okazuje się, że wykonawca go nie przeczytał i nie rozumie? - pytał w czwartek podczas spotkania Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego w Bydgoszczy. Jego zdaniem, wyłożenie jakichkolwiek dodatkowych pieniędzy przez GDDKiA jest wykluczone. Założenie, że ograniczenie tonażu dla sieci dróg lokalnych będzie odpowiadało temu, jakie jest na drogach krajowych, jest naiwnością graniczącą z głupotą - zakończył Kowalczyk dosadnie.

Na razie o zgodzie między wykonawcą trasy z jednej strony a gminami i GDDKiA z drugiej nie może być mowy. Wiele wskazuje więc na to, że strony spotkają się w sądzie.

Kłopoty również na innym odcinku A1. Wstrzymano prace

Niestety kłopoty na odcinku A1 z Torunia do Włocławka nie są na tej trasie jedynymi. Na południu Polski nadzór budowlany wstrzymał prace na budowie 18-kilometrowego odcinka od granicy z Czechami do Świerklan. Inspektorzy obawiają się bowiem, że jeden z budowanych tam mostów może być niebezpieczny dla kierowców.

Most ma być jedną z najszerszych podwieszanych konstrukcji na świecie, mieszczącą aż 9 pasów. Wykonawca od dawna zgłaszał wątpliwości co do jakości projektu i bezpieczeństwa przyszłych użytkowników przeprawy.

Teraz te wątpliwości podzielił nadzór budowlany. Zobowiązał też GDDKiA do przedstawienia ekspertyz, które potwierdzą bezpieczeństwo konstrukcji. Generalna Dyrekcja zapowiedziała natomiast odwołanie się od decyzji nadzoru.