Wydawało by się, że pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego, przez który przewijają się trzy miliony turystów rocznie, już nic zaskoczyć nie może. A jednak... widok starego roweru - składaka zaparkowanego pod samym krzyżem na Giewoncie wzbudził zdumienie nawet u najbardziej doświadczonych "parkowców".

Były już szpilki na Giewoncie (w sposób dosłowny - wiosną ktoś zawiesił parę damskich szpilek na krzyżu), ale roweru jeszcze nie było. Zdawało by się, że turyści nas niczym nie zaskoczą, a jednak jest inaczej. Zrobią to z pewnością nie raz - przyznaje Jan Krzeptowski z TPN.

Nie wiadomo, kto wyniósł starego składaka na szczyt. Wiadomo jednak, że musiał włożyć w to sporo wysiłku, bo składak do najlżejszych rowerów nie należy. Wniesienie go prawie 1900 metrów nad poziomem morza wymagało nie lada zacięcia.

Dla przeciętnego tatrzańskiego turysty to potężny wysiłek. Wiadomo natomiast, że rower został wyniesiony w poniedziałek późnym wieczorem, albo wcześnie rano we wtorek. W każdym razie cały wtorek i środę był na szczycie Giewontu. "Mamy prośbę, by takich pamiątek na szlakach nie zostawiać, bo może to i śmiesznie wygląda gdzieś na zdjęciach, natomiast potem ktoś musi poświęcić dzień swojej pracy, by to znieść na dół" - mówi Krzeptowski.

Na szlaku na Giewont nie można poruszać się na rowerze, jednak wnosić go tam nikomu zakazać nie wolno. Przepisy nie przewidują takiej sytuacji. Co innego jednak zostawić rower na Giewoncie. To już jest zaśmiecanie parku narodowego i za to można dostać mandat. To jest po prostu odpad, śmieć i nie może tam zostać, bo jest elementem sztucznym, zresztą w takim miejscu jest niebezpieczny dla turystów. Na Giewoncie jest taki tłum i tak mało miejsca, że rower stanowi z pewnością dodatkowe zagrożenie - przestrzega Jan Krzeptowski.

Rower został już zniesiony do Kuźnic i pozostanie dowodem niezbyt mądrej inwencji turystów, którzy wynieśli kiedyś muszlę klozetową na Zawrat czy pozostawili walizkę na kółkach pod Kozią Przełęczą.