Rząd przedstawił w Sejmie informację o tzw. skandalu starachowickim. Premier potępił postępowanie posła Jagiełły, a ministrowie spraw wewnętrznych oraz sprawiedliwości ze szczegółami opowiedzieli o śledztwie. Jednak informacje rządu nie odpowiadają na kluczowe pytanie: kto był źródłem przecieku.

Andrzej Jagiełło zachował się haniebnie, uprzedzając samorządowców o ich zatrzymaniu, i nie miał w sobie za grosz odpowiedzialności, tak jak nie mieli jej ci, którzy udostępnili mu te informacje - oświadczył w Sejmie premier Leszek Miller. Nie ujawnił jednak, kto z MSWiA udzielił informacji o akcji CBŚ byłemu już posłowi Jagielle. Premier powiedział jedynie, że to nie wiceminister spraw wewnętrznych Zbigniew Sobotka był źródłem przecieku. Równie mocno wiceszefa MSWiA bronił Krzysztof Janik.

Minister spraw wewnętrznych i administracji podkreślił, że informacje w sprawie starachowickiej nosiły najwyższą klauzulę poufności - "ściśle tajne". Zapewnił, że właśnie dlatego aż do czasu, gdy dzień po

telefonie posła Andrzeja Jagiełły do starachowickiego starosty Mieczysława Sławka i przeprowadzeniu zatrzymań, czyli 27 marca, Komendant Główny Policji Antoni Kowalczyk poinformował o przecieku, ani on sam, ani nawet nadzorujący policję wiceminister Sobotka nie wiedzieli o tym, że operacja będzie przeprowadzona.

Zaznaczył również, że prokurator został poinformowany o przecieku już 26 marca, czyli w dniu planowanych zatrzymań.

Afera starachowicka - fakty

Przypomnijmy. Andrzej Jagiełło jest podejrzany o to, że ostrzegł o akcji policji swoich partyjnych kolegów. Wczoraj był przesłuchiwany przez kielecką prokuraturę. Postawiono mu zarzut utrudniania śledztwa i przekazania istotnych informacji o planowanych działaniach Centralnego Biura Śledczego. Przesłuchanie jednak zostało przerwane, bo nagle pogorszył się stan zdrowia posła. Lekarz zdecyduje, kiedy Jagiełło będzie kontynuował składanie wyjaśnień.

16:15