Ciągle nie wiadomo kto odpowiada za zabicie górników w kopalni "Wujek" w 1981 roku. Mecenas Marek Barczyk, adwokat piętnastu z 22 byłych milicjantów oskarżonych o pacyfikację śląskich kopalń, wniósł o uniewinnienie swoich klientów. Przedstawiciel strony społecznej domaga się surowych kar.

Mecenas Marek Barczyk przytaczał dziś m.in. zeznania świadków, którzy widzieli strzelających żołnierzy. Mówił też o działaniu na terenie kopalni „Wujek” Służby Bezpieczeństwa oraz agentów obcych państw. Zdaniem Barczyka, rany odniesione przez zabitych górników świadczą raczej o strzelaniu snajpera, a nie o użyciu broni maszynowej. Te inne argumenty potwierdzają – według mecenasa – jedno: „Po raz kolejny podkreślam, że dowodów nie ma” – uważa Barczyk i dodał, że stosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej wszystkich członków plutonu specjalnego jest absurdalne.

Nie obyło się bez drobnych incydentów. Jeden z oskarżonych przeszkadzał w wystąpieniu przedstawiciela oskarżyciela posiłkowego. Mężczyzna mruczał pod nosem i dogadywał, dlatego sąd zdecydował się wyprosić oskarżonego z sali. Mężczyzna chwiejnym krokiem opuścił salę. Jeden z pełnomocników oskarżycieli posiłkowych zażądał nawet sprawdzenia trzeźwości oskarżonego, sąd jednak wniosek odrzucił. Poprzestał jedynie na tym, że jak to określiła sędzia „oskarżony wyszedł”.

To drugi proces w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń. Poprzedni, który trwał cztery i pół roku, zakończył się uniewinnieniem jedenastu ZOMO-wców i umorzeniem postępowania wobec jedenastu kolejnych. Z powodu uchybień formalnych wyrok ten został uchylony przez Sąd Apelacyjny. Podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" 16 grudnia 1981 roku zginęło 9 górników, a 21 zostało rannych.

foto Archiwum RMF

16:15