Taka interpretacja była przyjmowana na dworze Stalina - tak historyk prof. Wojciech Roszkowski komentuje słowa Putina, który oświadczył, że pakt Ribbentrop-Mołotow został zawarty w celach obronnych.

Tomasz Skory: To, że Związek Radziecki faktycznie został zmuszony do podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow przez monachijską zmowę państw Zachodu z Hitlerem i Mussolinim, to jest koncepcja akceptowana gdzieś przez historyków poza Rosją?

Wojciech Roszkowski: Ona była swego czasu akceptowana przez historyków na dworze Stalina. Cofamy się mniej więcej o 60 lat do interpretacji historii z najczarniejszej epoki stalinowskiej.

Tomasz Skory: A jak było tak naprawdę? Powiedzmy to wprost.

Wojciech Roszkowski: To była to zmowa radziecko–niemiecka, a w dodatku ukryta pod pozorem układu o nieagresji. Tajny protokół dodatkowy w gruncie rzeczy zapowiadał podział Europy Wschodniej i stanowił zachętę dla Hitlera dla ataku na Polskę. W rezultacie tego ataku, agresji sowieckiej z 17 września Polska została podzielona na dwie części. I zajęta jej część wschodnia, a wkrótce potem w 1940 zajęte zostały również republiki bałtyckie i wschodnia część Rumunii. Jeśli mówimy o obronnym charakterze tego układu, co brzmi to horrendalnie dla każdego historyka, który wie cokolwiek o tej historii. Trzeba panu Putinowi przypomnieć nie historię, a logikę tego układu. Istnienie Polski między ZSRR a Niemcami byłoby moim zdaniem najlepszym gwarantem bezpieczeństwa. Więc tym sposobem Stalin tylko przybliżył wojska niemieckie o te kilometry terytorium polskiego.

Tomasz Skory: Panie profesorze, skoro prezydent Putin zdecydował się na publiczne wygłaszanie takiej dziwacznej wersji wydarzeń, to czy nie powinno to wywołać ostrzejszej reakcji ze strony Polski?

Wojciech Roszkowski: Myślę, że w tym wypadku powinno, bo to już idzie za daleko. Wydaje mi się, że jeśli Polska, oficjalna Polska na to nie zareaguje, to to oznacza, że przyjmuje do wiadomości – akceptującej właściwie – tę wizję historii. Ona jest absolutnie nie do przyjęcia.

Tomasz Skory: Poważna jest różnica pomiędzy zachowaniem Polski – która nie zrobiła nic, a chociażby zachowaniem Litwy – ministerstwo sparw zagranicznych ostro zareagowało, prezydent Adamkus zastanawia się nad swoją obecnością 9 maja na uroczystościach obchodów zakończenia II wojny światowej w Moskwie. Nie czuje się pan troszeczkę tym zakłopotany, że nasze czynniki oficjalne nic?

Wojciech Roszkowski:Czuję się zakłopotany, zawstydzony. Wydaje mi się, że w tej sytuacji pan prezydent Kwaśniewski powinien zapowiedzieć na nowo przemyślenie wyjazdu do Moskwy lub też zapowiedzieć niepojechanie. Po prostu biją nas tutaj po twarzy.

Tomasz Skory: Na oświadczenie rosyjskiego MSZ sprzed paru dni, mówiącego, że Polska i inne kraje wypaczają wyniki konferencji jałtańskiej, prezydent Bush reagował wsparciem polskiej oceny Jałty. W tej sprawie, paktu Ribbentrop-Mołotow, w sprawie układu monachijskiego i nie zareagował. Czy to tzw. real politic konieczność liczenia się z tym, że za chwilę spotka się z Putinem i będzie musiał twarzą w twarz stawić czoła jego interpretacji?

Wojciech Roszkowski: Myślę, że Bushowi było trochę niezręcznie w kontekście Monachium zajmować tego stanowiska, bo musiałby jednocześnie odnieść się do Monachium, krytykować swoich zachodnioeuropejskich partnerów.

Tomasz Skory: Jałta też nie była wyrazistym sukcesem amerykańskiej dyplomacji.

Wojciech Roszkowski: Być może wolał tutaj dokonać wyraźnego uniku. Dla Polaków to nie jest unik zbyt miły, ale tutaj właściwie należałoby pytać Busha. Natomiast czynniki polskie muszą na to zareagować. Zaczyna być za późno, ale należy na to reagować.

Tomasz Skory: Putin nieprzypadkowo o zdradzie Zachodu w Monachium mówił w wywiadzie dla słowackich mediów, bo to przecież Czechosłowacja padła łupem Niemiec w jego wyniku. Bush sprawę Jałty wykorzystał w gruncie rzeczy jako wzmocnienia swojej pozycji przed szczytem. Okazuje się, że wszystko jest względne i zależy od bieżącego układu sił w świecie, Europie, ta „real politic” pozwala właśnie zafałszowywać historię. Jak pan na to reaguje jako europarlamentarzysta?

Wojciech Roszkowski: Oczywiście, że historia bywa reinterpretowana politycznie; jest pewnym instrumentem politycznym – nie da się tego ukryć. Pytanie: kto w jakim momencie, dlaczego i z jaka siłą reinterprtuje historię. Jeśli Putni pozwala sobie na takie reinterpretacje, to znaczy, że uważa, że mu to ujdzie. I uchodzi mu, czyli słusznie. Jeśli Zachód czy Polska na to nie reaguje, to jest to także pewien sygnał polityczny. To wszystko zaczyna być polityką. Prawda historyczna – jaka ona była, my wiemy – i w każdej chwili możemy ją przypomnieć. Natomiast, czy ją da się skutecznie powiedzieć, skutecznie użyć politycznie, to jest zupełnie inna sprawa. Jest to pewnego rodzaju rozgrywka przy pomocy tych argumentów historycznych, w których w tym momencie Polska wygląda bardzo blado.

Tomasz Skory: Dziękuję.