Wydawało mi się, że jeśli ta instytucja jest zbudowana w oparciu o ludzi wysokiego autorytetu, to niezależnie od tego, jak czują się odpowiedzialni za to, co się stało w pracach nad ustawą (...) na taki apel powinni zareagować dymisją - mówi gość "Faktów" RMF Iwona Śledzińska–Katarasińska, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji kultury, posłanka PO.

Tomasz Skory: Czy pani wierzyła, że członkowie KRRiT odpowiedzą na apel prezydenta i podadzą się do dymisji?

Iwona Śledzińska–Katarasińska: Tak. Przykro mi, że się rozczarowałam. Naiwne, ale wydawało mi się, że jeśli cała ta instytucja jest zbudowana w oparciu o ludzi wysokiego autorytetu, to niezależnie od tego, jak się czują odpowiedzialni za to co się stało w pracach nad ustawą - na pewno nie są wszyscy równo odpowiedzialni – na taki apel powinni zareagować dymisją.

RMF: Po kompromitujących zeznaniach przewodniczącego Brauna przed komisją śledczą, zignorowaniu apelu prezydenta, wcześniej po szeregu orzeczeń NSA stwierdzających bezprawność działań KRRiT, czy może sobie pani wyobrazić coś, co może skłonić radę do rezygnacji?

Iwona Śledzińska–Katarasińska: Zastanawiam się, czy na placu boju nie pozostanie do końca pan Włodzimierz Czarzasty. Jeśli idzie o resztę, to nacisk opinii publicznej sprawi, że większość uzna, że byłaby skłonna podać się dymisji. 6 osób de facto taką chęć zadeklarowało.

RMF: Z 9 członków KRRiT 4 zadeklarowało dymisję, dwójka nawet zrezygnowała. Panowie Łuczak i Czarzasty i Halber nie widzą powodów do dymisji. Może to oni mają rację?

Iwona Śledzińska–Katarasińska: Nie dopuszczam takiej myśli. Jeśli tam, w tym gronie jest Włodzimierz Czarzasty to on pierwszy powinien uznać błędy, swój wpływ na ten przebieg wydarzeń. Powinien powiedzieć: „Rzeczywiście, miałem jakąś wizję. Nie była ona do końca zgodna z interesem publicznym, ale nie udało mi się jej zrealizować. Dziękuję bardzo i wycofuję się z tego gremium”. Tłumaczenia pana Halbera były tak samo poważne jak zawsze, kiedy mówi o swojej pracy w KRRiT. Dowiedziałam się, że gdyby koledzy zobaczyli, że on rezygnuje, to by powiedzieli: „Stary, co ty robisz, przecież za miesiąc i tak odchodzisz.” To po prostu jest porażające.

RMF: Oszałamiającą karierę zrobiło w tej sprawie słowo „matactwo”. Czy było to matactwo przy tworzeniu ustawy czy nie?

Iwona Śledzińska–Katarasińska: Wracając do tego matactwa i do roli pana Brauna, chcę powiedzieć – być może na tej fali ogólnego potępienia nie będzie to specjalnie popularne – że należałoby docenić, iż przewodniczący Braun ujawnił coś, co być może było praktyką pracy KRRiT. To słynne 5 na 4 powodowało, że ludzie, którzy tam chcieli coś zrobić byli w mniejszości. Pan Braun zdecydował się, pod przysięgą, pokazać, jak tam zapadają decyzje i to chyba jest jakaś zaleta i pewnego rodzaju odwaga. Z tym mataczeniem, to bronił się przed użyciem tego słowa w prawnym znaczeniu, ale rzeczywiście – jeżeli coś ginie z komputerów, potem się pojawia jeśli decyzje są podejmowane nieformalnie, jeżeli nie wiadomo, jak to jest, jeśli pan Czarzasty pracuje w KRRiT, potem pracuje w rządzie, w Sejmie też go widziałam, to to jest krętactwo. Takiego słowa bym użyła.

RMF: Czy SLD wystarczy siły w Sejmie na uchwalenie tej silnie promowanej ustawy o mediach?

Iwona Śledzińska–Katarasińska: Jestem przekonana, że na tym posiedzeniu Sejmu cały Sejm odrzuci tę ustawę. To jest po prostu niewiarygodne. Tu są same skały. Jedna skała pani Aleksandra Jakubowska, druga skała pan Włodzimierz Czarzasty, trzecia skała pan Jerzy Wenderlich. Wydaje mi się, że przy pomocy całego Sejmu uda nam się te skały odepchnąć.

RMF: Dziękuję za rozmowę.

foto RMF