Jeżeli wyniki szczytu byłyby takie, że Warszawa jest postrzegana jako stolica, by poprzez nią przekazać swoje oczekiwania do UE, to uważam, że jest to rola, której nie musimy się wstydzić - uważa Janusz Reiter, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych.

Tomasz Skory: Ma Pan przekonanie, że rozpoczynający się za godzinę szczyt europejski i gospodarczy przyniesie Polsce korzyści? Widzę uśmiech sceptyczny...

Janusz Reiter: Ten uśmiech sceptyczny pochodzi od obywatela Warszawy, który próbuje przedzierać się przez różne zasieki. Natomiast twarz poważnieje, kiedy mówię jako obywatel polski, myślący politycznie i oczekujący, że szczyt umocni i potwierdzi rolę Polski jako takiego koordynatora krajów Europy Środkowej i Wschodniej, czyli takiego uczciwego maklera.

Tomasz Skory: Ale to miał być taki europejski szczyt? Taki ogólnoeuropejski.

Janusz Reiter: No tak, ale to też jest część Europy. Nie wiem, czy takie były ambicje, bo jeżeli takie były, to one się najwyraźniej nie spełniły. To jest najwyraźniej szczyt regionalny. I jeżeli wyniki tego byłyby takie, że Warszawa jest postrzegana jako stolica, do której warto przyjechać, żeby poprzez nią przekazać swoje oczekiwania, swoje życzenia do Unii Europejskiej, to uważam, że jest to rola, której nie musimy się wstydzić.

Tomasz Skory: Postrzeganie Warszawy to dzisiaj - nawet jadąc do pracy, przedzierając się przez te zasieki - wygląda tak, że są to kordony policjantów, pozabijane deskami witryny sklepów. A uczestnicy szczytu i tak tego nie zobaczą, nawet gdyby próbowali, ponieważ poruszają się limuzynami w strefie zero.

Janusz Reiter: Myślałem mniej o Warszawie jako o atrakcji turystycznej, myślałem o Warszawie politycznej. O tej Warszawie, o Polsce, która będzie członkiem Unii Europejskiej i poprzez którą to Polskę niektóre inne kraje, być może, będą chciały wyrażać swoje interesy w UE. Jeśli tak by się stało, to uważam, że jest to dla Polski dobra rola.

Tomasz Skory: Ale te wszystkie szpitale polowe, dezorganizacja życia kilkuset tysięcy ludzi, kilometry płotów, wystawianie się na ryzyko zamieszek, zamachów terrorystycznych, w końcu zwyczajnych wypadków – to wygląda to na - nazwijmy to po imieniu – realizowanie dość chorych i urojonych ambicji dotyczących prestiżu Polski.

Janusz Reiter: Nie potrafię odpowiedzieć, czy rzeczywiście te wszystkie zasieki, o których tu mówimy są potrzebne. Nie potrafię powiedzieć, czy trzeba miasto tak hermetycznie zamknąć. Widziałem miasta, w których odbywały się nie mniejsze imprezy, które żyły w miarę normalnie. Tylko tyle, że później, od czasu ostatniego Saltzburga, coś się wydarzyło w Europie, w świecie, choćby zamachy w Madrycie. W związku z tym, nie miałbym odwagi doradzać tym, którzy zajmują się bezpieczeństwem, żeby zmniejszyli na przykład liczbę policjantów w Warszawie, ponieważ ponoszą odpowiedzialność za skutki. Ale przyznam, że być może, jest to trochę ponad miarę, z drugiej strony rozumiem ostrożność, która nakazuje raczej dozowanie bezpieczeństwa ponad miarę niż w niedostatku.

Tomasz Skory: Szczyt ekonomiczny europejski okazuje się szczytem regionalnym i politycznym. Cóż wygląda na to, że pierwszego garnituru ani polityków, ani biznesmenów światowej czy europejskiej klasy nie mamy – to, po co my to robimy? Po to żeby pokazać, że nam się nie udało?

Janusz Reiter: Cóż, po to, żeby nasz głos w przyszłości był również głosem tych, którzy na tych szczytach europejskich w ogóle nie bywają albo w ogóle nie mają szans, aby ich głos był tam usłyszany. Otóż po to, jak rozumiem, żeby Polska reprezentowała w Unii Europejskiej oczywiście siebie przede wszystkim, ale przy okazji, także inne kraje. W pewnych sprawach także nowe kraje Unii Europejskiej, które nie będą miały nawet tej wagi, jaką ma Polska. I które mogą być skłonne poprzez Polskę pewne sprawy forsować w Unii.

Tomasz Skory: Co się dzieje za tymi barierami, kordonami, w strefie zero? Tak naprawdę nie wiemy, mowa o panelach dyskusyjnych na tematy tak ogólnikowe jak przystąpienie Polski do Unii Europejskiej, ekologia, bilans energetyczny, jakieś bardzo, bardzo ogólnikowe zagadnienia. To wygląda na czczą gadaninę, bo decyzji nie będzie, kontraktów nie będzie. Co się tam dzieje?

Janusz Reiter: To jest, najprościej mówiąc, okazja do tego, żeby spotkać ludzi, których i tak chciałoby się spotkać, a zamiast jeździć do 15 stolic, można spotkać ich w jednym miejscu.

Tomasz Skory: Kursokonferencja po prostu?

Janusz Reiter: Nie, to jest jednak duże ułatwienie, ponieważ wystarczy, że przejdzie Pan korytarzami hotelu "Victoria" i ma Pan na miejscu 10, 15 ludzi, do których inaczej musiałby Pan pojechać do 10, czy 15 innych krajów.

Tomasz Skory: Ci ludzie i tak się przecież spotykają i wtedy są to spotkania brzemienne w skutki.

Janusz Reiter: Ludzie, szefowie państw, rządów spotykają się na różnych oficjalnych spotkaniach, podczas których nie ma czasu na rozmowy. Tego typu spotkania, gdzie nie ma nadmiaru takich oficjalnych obowiązków, nie trzeba wygłaszać oficjalnych przemówień, siedzieć długo na sali – to właśnie jest okazja, żeby gdzieś się zaszyć, w jakimś cichym pokoju i porozmawiać. To jest pewna wartość.

Tomasz Skory: Dziękuję bardzo za rozmowę.