- Płaczemy nad sobą, bo czujemy ból, że zostajemy bez Jana Pawła II. I tych łez nie należy się wstydzić - mówi ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”.

Konrad Piasecki: W redakcji „Tygodnika Powszechnego” panuje straszliwe zamieszanie. Tu zwracają się dziennikarze z całego świata, którzy są zarazem źródłem informacji, jak i ich odbiorcami. O co pytają dziennikarze? Co im mówicie? Staracie się tchnąć w nich trochę optymizmu? Krążące po korytarzach informacje o stanie zdrowia papieża są dosyć pozytywne.

Ksiądz Adam Boniecki: Mnie uderzyło w tych dość licznych rozmowach, że to są jednak rozmowy poważne. Nie jest to miotanie się w celu zdobycia jakieś niemożliwej informacji, której mógłby udzielić lekarz, stojący przy łóżku papieża. Uwaga jest zwrócona na człowieka i jego dzieło, na to, co zostawia. Te rozmowy, przynajmniej dzisiejsze, są spokojne.

Krzysztof Kozłowski: Mnie uderza, jak w ciągu kilkudziesięciu czy kilkunastu godzin media i my wszyscy dojrzewamy do tego, żeby się zmierzyć z faktem śmierci. Przestać unikać tematu i udawać, że właściwie to nic takiego strasznego się nie dzieje, bo się dzieje. Chwała mediom, że się z tym problemem zmierzyły i wychodzą z tego godnie.

Konrad Piasecki: Jest źle, ale mam wrażenie, że my wszyscy jesteśmy teraz jak tonący, którzy się chwytają każdej nadziei. Nie jest tak, że wszyscy jesteśmy z tym pogodzeni.

Ksiądz Adam Boniecki: Ktoś opowiadał relację kardynała Szoki, który też był przy łóżku papieża. Wyszedł wstrząśnięty, widział umęczonego człowieka, który go poznał i patrzył na niego serdecznym, ciepłym wzrokiem. To była wymiana spojrzeń i tyle. Wymiana spojrzeń z człowiekiem, który jest na skraju życia. Kardynał był wstrząśnięty tym właśnie spojrzeniem i rozpoznaniem. Cieszymy się, że Ojciec Święty znajduje się w jakimś wewnętrznym pokoju serca. Nie jest miotany jakimiś lękami. Tak jak przez cały pontyfikat uczył nas patrzeć na życie i na śmierć, na życie, które się nie kończy, ale się zmienia, sam jest świadkiem tego, czego nauczał.

Krzysztof Kozłowski: Dla mnie szczególnie poruszające jest to, że swoją misję wypełnił do końca. Nawet tracąc głos, samą obecnością usiłował oddziaływać na ludzi i być z nimi – to było wypełnienie obowiązków, misji do końca. I chyba tak trzeba.

Mira Skórka: Jeżeli te informacje okażą się prawdziwe, czy to cud? Wczoraj dramatyczne wieści dochodziły z Watykanu, dziś wydaje się, że jest znacznie lepiej.

Ksiądz Adam Boniecki: Niebezpiecznie jest mówić pochopnie o cudach. Cud jest wydarzeniem jednorazowym, niesprawdzalnym przez eksperymenty. Można o niego prosić nie można go żądać. Te wszystkie wiadomości, łącznie z polepszeniem, nie świadczą o cudzie, a mówią tylko o tym, że papież mniej się męczy i jest świadomy. Nie jest w stanie śpiączki. Musimy pamiętać, że nadzieja chrześcijańska to nie jest tylko nadzieja, że chory wyzdrowieje. Nawet ten, który wyzdrowieje, też umrze. Nadzieja chrześcijańska sięga poza doczesność i nadaje jej sens.

Konrad Piasecki: Papież napisał, żebyśmy byli zadowoleni. Czy w obliczu tego najgorszego, co jak mówi ksiądz jest nieuniknione w przypadku każdego człowieka, my jesteśmy w stanie znaleźć w sobie nie tyle nawet zadowolenie, co spokój?

Ksiądz Adam Boniecki: Opłakuje się kogoś, kogo się kochało, a kto odchodzi. Płacząc może bardziej nad sobą, czując ból, że robi się puste miejsce tam, gdzie zawsze był ktoś, kogo kochaliśmy, niż nad człowiekiem, który w tę drogę wyruszył. Ta pogoda znamionuje odejście wielu ludzi, także wielkich ludzi, pocieszających tych, którzy płakali przy ich łóżku. Mówili: spotkamy się, nie płaczcie. Nie jest źle, dziękujmy Panu Bogu.

Mira Skórka: Czyli nie należy płakać z powodu własnego egoizmu?

Ksiądz Adam Boniecki: Nie można komuś mówić, że nie należy płakać. Wszyscy wiemy, że płaczemy bardziej nad sobą, bo zostajemy biedni bez Jana Pawła II. I co z tego, że wiemy – i tak płaczemy. Tacy jesteśmy. Pan Jezus powiedział kobietom: „płaczcie nad sobą, a nie nade mną”. Pewnie przyjdzie nam zapłakać nad sobą i może tych łez nie trzeba się wstydzić.