Jan Paweł II, gdziekolwiek się pojawiał, zostawiał po sobie niezatarte wspomnienia. Jeszcze jako Karol Wojtyła mieszkał w domu sióstr urszulanek przy ulicy Wiślanej 2 w Warszawie.

Agnieszka Burzyńska: Jesteśmy w tej chwili w pokoju, w którym spał Ojciec Święty w noc przed wyborem na papieża.

Siostra Małgorzata: Nasz dom, Dom Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego przy ulicy Wiślanej w Warszawie, był w pewnym sensie warszawskim domem Karola Wojtyły przez dwadzieścia kilka lat. Jego związki z naszym domem rozpoczęły się w połowie lat pięćdziesiątych, kiedy został profesorem etyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a nie był jeszcze biskupem. Początkowo dojeżdżał z Krakowa do Lublina nocnym pociągiem. Jednak takie dojazdy szybko stały się dla niego uciążliwe i ktoś z jego przyjaciół, księży profesorów, doradził mu, że dużo wygodniej by było jeździć wieczorem do Warszawy i zatrzymywać się u nas. Następnego dnia natomiast dojeżdżać porannym pociągiem do Lublina. I tak to się zaczęło. Dlatego też później, gdy już został biskupem, kardynałem, gdy częściej musiał bywać w Warszawie na różnych spotkaniach, naradach, konferencjach Episkopatu Polski, zawsze się tutaj zatrzymywał.

Agnieszka Burzyńska: To taki skromny apartament.

Siostra Małgorzata: Apartament jest skromny, chociaż w pewnym sensie nasączony historią, ponieważ ten dom wybudowała św. Urszula Ledóchowska w latach trzydziestych ubiegłego wieku. I właśnie w tym pokoju, bywając w Warszawie, jako założycielka i przełożona generalna zgromadzenia, będąca nieustannie w podróżach, tutaj mieszkała. Pokoik jest skromny i do dzisiaj pozostał w zasadzie w stanie niezmienionym. Jest troszkę odnowiony, ostatnio dostawiłyśmy tu także szklaną gablotę z pamiątkami, które otrzymałyśmy w minionych latach od Ojca Świętego. Jest tutaj biurko, przy którym dużo pracował. Zawsze, kiedy przyjeżdżał do warszawy, byli interesanci, którzy chcieli się z nim spotkać, a on nie miał tutaj dużo czasu, ponieważ przyjeżdżał z powodu jakiś konkretnych zebrań. Siostry jednak wspominają, że zasadniczo nie odmawiał – mógł się tutaj spotykać z ludźmi albo rano, albo dopiero wieczorem, po zebraniach. W naszym domu mieszkał także jego wieloletni przyjaciel, niedawno zmarły prof. Świerzawski. Mieli więc tu okazje do tego, żeby się spotkać i porozmawiać. Jest kaplica, w której się często modlił, odprawiał mszę świętą. W tej kaplicy spędził tez wiele godzin przy okazji znamiennego często wspominanego wydarzenia w jego życiu. W 1958 roku był na spływie kajakowym ze studentami, otrzymał wiadomość, że ma stawić się w Warszawie u ks. Prymasa Wyszyńskiego. Dopiero po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że podczas tej rozmowy usłyszał, że będzie biskupem. Wtedy po rozmowie nie mógł jeszcze nikomu o tym mówić, ale bezpośrednio od ks. Prymasa przyszedł tutaj, jak do swojego domu i bardzo długo modlił się w kaplicy, przez cały wieczór leżał krzyżem.

Agnieszka Burzyńska: Później był też tutaj w tę noc przed wyborem na papieża.

Siostra Małgorzata: Tutaj pracował również w ostatni wieczór przed wyjazdem, 2 października 1978 roku. Następnego dnia rano, zanim wyjechał na lotnisko, prosił, żeby siostry zadzwoniły do Lublina do księdza Stycznia, jego następcy jako kierownika katedry etyki na KUL-u i przekazały mu, że recenzja jego pracy, chyba habilitacyjnej, jest gotowa. Wyjeżdżał 3 października 1978 roku, samolot miał chyba o godzinie 7.30. Często bywało, kiedy wylatywał do Rzymu, że to siostry odwoziły go na lotnisko. Ale wówczas przyjechał po niego abp Dąbrowski, ówczesny sekretarz Episkopatu. Tego ranka siostry były w kaplicy, modliły się. Żegnała go nasza ówczesna przełożona generalna, matka Andrzeja Górska, która zapytała trochę żartem, czego życzyć księdzu kardynałowi – żeby wrócił, czy żeby nie wrócił. A wtedy on odpowiedział bardzo poważnie: taka już nasza ludzka egzystencja, że tylko Pan Bóg wie, co z nami będzie. Wtedy już nie wrócił. Podczas rozmaitych spotkań z naszymi siostrami, w Polsce czy w Rzymie, żartował sobie, że go tak skutecznie wysłałyśmy z Polski, że już mu się nie udało wrócić. Ale swoją więź, głęboką i serdeczną, z tym domem w różny sposób potwierdzał, chociażby świątecznymi życzeniami. A gdy w czerwcu 1999 roku święcił nowa bibliotekę uniwersytecką, znajdującą się naprzeciw naszego domu, skorzystał z okazji, żeby nas odwiedzić. Ta wizyta nie była uwzględniona w oficjalnym programie. W pewnym momencie dowiedziałyśmy się, że Ojciec Święty ma takie życzenie. Wówczas wszedł do domu dawnym wejściem od ulicy Gęstej. To była uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego, więc papież w kaplicy odśpiewał ze wszystkimi litanię. Do tego pokoju już mu się wejść nie udało.

Agnieszka Burzyńska: A jakim był gościem, kiedy tu przyjeżdżał? Wymagającym?

Siostra Małgorzata: Siostry wspominają, że nie był gościem wymagającym. Był gościem bardzo zajętym i rozmodlonym. Często żartował. Nad nami znajduje się przedszkole, więc na schodach prowadzących do jego pokoju często spotykał dzieci. Lubił sobie z nimi żartować. Był człowiekiem bardzo radosnym – jak go wszyscy znamy.