"Zdecydowanie stan posiadania republikanów na tę chwilę jest mniejszy, niż mogli oni oczekiwać i mniejszy, niż prognozowała zdecydowana większość komentatorów czy prognostów również tych kojarzonych bardziej z partią demokratyczną" – mówił w Rozmowie w południe w RMF FM dr Seweryn Dmowski, politolog z UW. "Republikanie jednak zachowują spokój, czekają na finalny wynik głosowań w kluczowych wyścigach zarówno gubernatorskich, jak i do Izby Reprezentantów i Senatu, natomiast niewątpliwie apetyty mieli zdecydowanie większe i jak na razie te – po części nieoficjalne, trochę cząstkowe – wyniki są sporym zaskoczeniem" – dodawał.

"Warto pamiętać, że obie partie są bardzo podzielone. Ten nadspodziewanie słaby wynik, o którym można teraz myśleć, sprawia, że te podziały w partii republikańskiej na pewno bardzo mocno odżyją. Można spodziewać się szukania winnych, a także bardzo głębokiej dyskusji na temat strategii na wybory prezydenckie w 2024 r." - podkreślał.

Jak dodał, wydaje się, że finalny wynik tej elekcji będzie kluczowy m.in. dla kwestii, czy Donald Trump zdecyduje się kandydować na kandydata na prezydenta w 2024 r.

Ron DeSantis kontra Donald Trump?

Paweł Balinowski nawiązał także do Donalda Trumpa, który mówił, że 15 listopada ma "coś ogłosić".

"Wydaje mi się, że Donald Trump będzie w stanie przedstawić dowolny scenariusz i dowolne jego uzasadnienie, bez względu na to, jaki będzie finalnie wynik wyborczy. Już wiemy, że on będzie słabszy, niż republikanie mogli oczekiwać, Trump będzie mógł jednak powiedzieć: "No widzicie, beze mnie nie macie absolutnie żadnych szans, żeby cokolwiek znaczyć na arenie krajowej. I tym bardziej jest to powód, dla którego muszę (kandydować - przyp. red.)" - bo on używa takiego sformułowania: "Być może będę musiał zrobić to ponownie" - nawiązując zarówno do sukcesów z 2016 roku, jak i w ogóle decyzji o starcie w wyborach" - mówił. 

"Ja sam jestem ciekaw tego, co się wydarzy. Również w kontekście wyniku gubernatora Florydy. Ron DeSantis jest przez wielu upatrywany za bardziej atrakcyjnego kandydata (...) przez wielu republikanów i komentatorów, nieposiadający tak ogromnego elektoratu negatywnego, sprawny zarządca, którego jeszcze w ostatnich miesiącach wzmocniła skuteczna akcja pomocowa po huraganie, który nawiedził Florydę. Ron DeSantis zmiótł swojego przeciwnika w stanie, który staje się coraz mniej zmieniającym poparcie - raz to dla niebieskich (demokratów), raz dla czerwonych (republikanów). Staje się coraz bardziej czerwony. Republikanie mają ogromne sukcesy w tym stanie, również w wyborach do Izby Reprezentantów. Ron DeSantis przez wielu jest postrzegany jako lepszy, bo wybieralny, kandydat na prezydenta" - podkreślał gość Pawła Balinowskiego.

Może być walka między Trumpem a DeSantisem w partii republikańskiej o nominację?

"Takie sygnały pojawiały się już wcześniej, do jakiejś walki o nominację między różnymi kandydatami dojdzie, bo taka jest istota amerykańskiego systemu wyborczego. Rolą prawyborów będzie wyłonienie tego kandydata, który gwarantuje największą szansę na sukces w wyścigu o Biały Dom w 2024 r. Na pewno będą tutaj się ścierały interesy tych bardziej radykalnych i konserwatywnych republikanów, którzy wierzą, że Donald Trump jest w stanie zmobilizować wyborców, aby poparli go i aby ta czerwona fala, która ewidentnie w tych wyborach sięgała raczej do kostek niż wyżej, żeby ona zaniosła go z powrotem do Białego Domu. Podczas, gdy bardziej umiarkowani republikanie będą raczej liczyli na to, że Ron DeSantis wykorzysta kartę, którą już pokazuje, że umie nią grać" - zaznaczał.

"Natomiast ta karta dla Donalda Trumpa jest w zasadzie niedostępna - zjednywania sobie wyborców niezdecydowanych, wyborców niezależnych, wyborców środka. To jest oczywiście bardzo wcześnie, żeby spekulować, ale jeśli już w takie spekulacje się teraz bawimy, to trzeba powiedzieć, że na pewno DeSantis ma większą możliwość angażowania tych wyborców, którzy nie są tradycyjnymi, zadeklarowanymi wyborcami partii republikańskiej" - dodawał. 

"Jeśli Biden straci Senat, to będzie dla niego koszmar"

"Jeśli chodzi o plany polityczne prezydenta Bidena na najbliższe dwa lata, to utrata samej Izby Reprezentantów byłaby kłopotem, problemem, z którym trzeba byłoby się liczyć na co dzień w planach legislacyjnych, ale nie będzie miała znaczenia kluczowego. Ale gdyby okazało się, że demokraci tracą również większość w Senacie, a w zasadzie kruchy remis, który tam jest, będzie to koszmar i w praktyce uniemożliwi to prezydentowi Biden jakikolwiek ruch" - mówił dr Seweryn Dmowski w Rozmowie w południe w RMF FM. 

Zdaniem politologa zmiana układu sił w Kongresie i przedwyborcza krytyka ze strony republikanów dużego zaangażowania finansowego ze strony USA w wojnie w Ukrainie, nie spowodują, że Stany Zjednoczone przestaną wspierać Ukraińców. "Raczej traktowałbym to jako propagandę przedwyborczą, próbę zabiegania o głosy tych, którzy tego dolara oglądają z każdej strony i woleliby, żeby te dolary były wydawane raczej na cele stricte amerykańskie, a nie na pomoc innym, odległym dla przeciętnego Amerykanina krajom. Natomiast polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych nie ulegnie w tym zakresie jakiejś wielkiej korekcie. Przynajmniej nic na to nie wskazuje, bo wydaje się, że obecna polityka leży w interesie bezpieczeństwa samych Stanów Zjednoczonych" - przekonywał Dmowski. 

Politolog mówił też, że środek ciężkości kampanii przed wyborami połówkowymi przesunął się w ciągu ostatnich miesięcy. "W lipcu i sierpniu wydawało się, że demokratom udało się przekonać Amerykanów, że będą to właśnie wybory związane z kwestiami światopoglądowymi, jak dostęp do aborcji, możliwość legalnego korzystania z narkotyków, natomiast u schyłku lata i z początkiem jesieni na pierwszy plan wyszły kwestie ekonomiczne - cena benzyny, inflacja, rosnące ceny podstawowych produktów" - wyliczał Dmowski. 

"Możliwości zbojkotowania mundialu nie ma"

W programie padło też pytanie o mundial w Katarze. Im bliżej turnieju, tym częściej zamiast o jego sportowym aspekcie, mówi się o łamaniu praw człowieka, które towarzyszyło organizacji imprezy i jest też elementem codziennego życia w Katarze. 

"Organizatorzy za wszelką cenę będą próbowali pokazać w okienku telewizora czy komputera taki cukierkowy obraz tego mundialu. Zresztą FIFA zaapelowała w absurdalny sposób, żeby się skupić na piłce, nie poruszyć dodatkowych kwestii. Ale mimo specyficznej sytuacji polityczno-społecznej w Katarze, utrzymanie w dzisiejszych czasach takiego fasadowego wizerunku imprezy jest niemożliwe. Będą protesty, będzie podnoszenie kwestii istotnych społecznie czy kulturowo. Ten mundial upłynie pod znakiem powtarzania pytania - jak to w ogóle jest możliwe, że kraj taki jak Katar otrzymał prawo organizacji mundialu?" - powiedział Dmowski. 

Dodał jednak, że mimo protestów "możliwości zbojkotowania mundialu nie ma".

Opracowanie: