"W tej chwili mamy do czynienia niewątpliwie z fake newsami, które są inspirowane przez Rosję. One są często powtarzane przez może nawet nieświadomych ludzi w internecie, w mediach społecznościowych, ale często są to konta, które są specjalnie założone" - mówiła w Porannej rozmowie w RMF FM Anna Gwozdowska z portalu fakehunter.pap.pl.

Jak dodała, już w trakcie pandemii pojawiało się dużo nowych kont na Twitterze. I ci ludzie - nawet nie wiem, czy to są ludzie - ale oni powtarzają dezinformacje - podkreśliła.

Rosjanie w Polsce nie potrzebują Russia Today, czy jakiejś innej swojej dużej tuby propagandowej, które mają na Zachodzie, tylko wystarczy, że sączą te informacje na jakichś mały portalach, na jakichś profilach w mediach społecznościowych. I to często rezonuje tak potężnie, że dociera do wielu ludzi - zaznaczyła.

Wydaje mi się, że Rosjanie odkryli, że wystarczy działać na pewne emocje i ludzie tracą czujność. Np. jeśli działają na emocje typu: 'Ukraińcy nam zabiorą pracę, są uprzywilejowani', tego typu rzeczy, to internauta traci czujność, nie sprawdza źródła, nie zastanawia się, czy to konto w ogóle istnieje, od kiedy istnieje i czy warto to powtarzać. Ludzie nie znają rosyjskiego, nie znają cyrylicy, nie znają też ukraińskiego i dlatego bardzo łatwo się nabierają. Pojawiają się filmiki z Ukrainy, trzeba znać choć trochę rosyjski, żeby wiedzieć, że to, co jest w komentarzu, jest nieprawdą - zaznaczył gość Roberta Mazurka.

Jak podkreśliła, ostatnio pojawia się w sieci sporo informacji, że np. wojny właściwie nie ma.

Krąży w tej chwili w sieci filmik rzekomo nakręcony przez Anglika, z którego wynikałoby, że podróżując z Warszawy przez Lwów do Kijowa, przekonał się, że praktycznie nie ma żadnych działań wojennych, nie ma uchodźców i że wszystko jest po prostu fikcją medialną. Dowodem na to ma być np. pojawianie się w tym filmiku co pewien czas jakiejś ekipy filmowej, których przecież na granicy jest mnóstwo. Jak tak dobrze się dogrzebać, to okazuje się, że jest to filmik nakręcony przez Serba i puszczony najpierw w internecie serbskim, na ich stronie, która jest prorosyjska i dopiero potem pojawia się np. w Polsce - podkreśliła.

Z fake newsów możemy się też dowiedzieć np. że Kaczyński i Morawiecki wcale nie byli w Kijowie. Ponieważ ktoś się doliczył, że ta podróż trwała zbyt krótko, chociaż właściwie nikt z nas nie wie do końca, kiedy premier z wicepremierem rzeczywiście wyjechali i to był główny argument w tego typu fake'ach, które się pojawiały - że podróż trwałą zbyt krótko. Mimo że można było np. sprawdzić, że kiedy normalne połączenia PKP z Kijowem funkcjonowały, to podróż trwała ok. 20 godzin - zaznaczyła.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski - według fake newsów - nie mieszka natomiast w Kijowie. Mieszka w Rumunii i codziennie lata do tego swojego biura, bunkra w Kijowie. Najśmieszniejsze, najzabawniejsze jest to, że gdyby rzeczywiście latał z Rumunii, myślę, że byłoby to o wiele bardziej niebezpiecznie niż siedzenie w Kijowie przez cały czas z obstawą - zaznacza ekspertka.

Skłócanie nas z Ukraińcami w internecie jest teraz powszechne

Skłócanie nas z Ukraińcami jest w tej chwili powszechne. Jest cała masa takich fake’ów i jestem przekonana, że to nie dzieje się oczywiście przypadkiem i nie warto ulegać, np. informacji, że wyrzucani są uczniowie z internatów w Toruniu, po to, żeby zrobić miejsce Ukraińcom - mówiła w internetowej części Porannej Rozmowy w RM FM Anna Gwozdowska.

Robert Mazurek przytoczył też jedną z informacji pojawiających się w czasie, gdy w Sejmie uchwalana była specustawa o pomocy Ukraińcom. Niektórzy mieszkańcy Chełma dostali informację SMS-em o treści: "Jak się weźmie uchodźców do domu, to musi się ich trzymać przez 1,5 roku. Jest taka ustawa". Ale ten okres można przedłużyć, więc proponowałabym nawet pięć - śmiała się Gwozdowska. 

Fake newsy mogą być różne. Trzeba być ostrożnym i jeżeli słyszymy, że zginęło ileś tam rosyjskich żołnierzy - oni na pewno giną - ale trzeba być oczywiście świadomym, że w tej wojnie informacyjnej Ukraińcy też muszą: po pierwsze podtrzymywać na duchu swoich żołnierzy, po drugie - zająć jakąś pozycję negocjacyjną z Rosjanami na przyszłość. Trzeba być więc ostrożnym. Natomiast o wiele bardziej szkodliwe są te fejki, które są zaadresowane do nas i mają nas przekonać, że nie ma wojny - mówiła Gwozdowska. 

Przeczytaj rozmowę:

Robert Mazurek: Dzień dobry. Prezydent Biden ostrzega przed cyberatakami. Wszyscy jesteśmy zalani falą fake'ów, manipulacji i rozmaitych bzdur, które docierają do nas - przemieszane z prawdą - na temat wojny. Annę Gwozdowską z fakehunter, portalu zajmującego się tropieniem przeróżnych historyjek, spytam o to, co jest prawdą, a co nie. Czego się możemy dowiedzieć z internetu na ten temat?

Anna Gwozdowska: Dzień dobry. Ostatnio np. tego, że wojny właściwie nie ma. Krąży w tej chwili w sieci filmik rzekomo nakręcony przez Anglika, z którego wynikałoby, że podróżując z Warszawy przez Lwów do Kijowa, przekonał się, że praktycznie nie ma żadnych działań wojennych, nie ma uchodźców i że wszystko jest po prostu fikcją medialną.

Dwa miliony uchodźców to fikcja?

Tak. Dowodem na to ma być np. pojawianie się w tym filmiku co pewien czas jakiejś ekipy filmowej, których przecież na granicy jest mnóstwo. Jak tak dobrze się dogrzebać, to okazuje się, że jest to filmik nakręcony przez Serba i puszczony najpierw w internecie serbskim, na ich stronie, która jest prorosyjska i dopiero się potem pojawia np. w Polsce.

Możemy się też dowiedzieć np., że podobno Morawiecki i Kaczyński wcale nie byli w Kijowie.

Tak, ponieważ ktoś się doliczył, że ta podróż trwała zbyt krótko, chociaż właściwie nikt z nas nie wie do końca, kiedy premier z wicepremierem rzeczywiście wyjechali i to był główny argument w tego typu fake’ach, które się pojawiały - że podróż trwała zbyt krótko. Mimo że można było np. sprawdzić, że kiedy normalne połączenia PKP z Kijowem funkcjonowały, to wtedy podróż trwała ok. 20 godzin.

A czego możemy się dowiedzieć o prezydencie Zełenskim, bo to jest dopiero hit.

Mieszka w Rumunii i codziennie lata do tego swojego biura, bunkra w Kijowie. Najśmieszniejsze, najzabawniejsze jest to, że gdyby rzeczywiście latał z Rumunii, myślę, że byłoby to o wiele bardziej niebezpiecznie niż siedzenie w Kijowie przez cały czas z obstawą.

To jest jedna grupa fake'ów, która mówi, że w zasadzie wojny nie ma, a jeśli jest, to jest inscenizowana, bo i prezydent Zełenski mieszka gdzieindziej, bo się ukrywa, wizyty w Kijowie nie było. Wszystko jest jednym wielkim kłamstwem.

I nie ma uchodźców jeszcze dodatkowo.

Jest jeszcze druga grupa - przyjechali do Polski uchodźcy, i tu się pojawiają przeróżne historie, np. czy polskie dzieci mają się uczyć w szkole (języka) ukraińskiego? Użytkownik Twittera - Narodowa Maria - pisze: "Dzieci przez 2 lata pozbawione edukacji, teraz - zamiast uczyć się choćby ekonomii, biologii czy historii - będą uczyć się ukraińskiego. Czy Polska wprowadziła przymusowe lekcje ukraińskiego?

Nie. To jest oczywista bzdura, natomiast dzieci ukraińskie będą miały szansę uczyć się języka polskiego, co akurat chyba z naszego punktu widzenia jest korzystne. A poza tym nawet, gdyby dzieciaki uczyły się ukraińskiego, to jest to świetne ćwiczenie intelektualne. Im więcej znają języków, tym lepiej. Ale oczywiście absolutnie nie ma żadnego obowiązku uczenia się ukraińskiego. Podobnie lekarze nie muszą się uczyć ukraińskiego.

I nauczyciele...

I nauczyciele. A też takie fejki się pojawiały.

Dowiedziałem się również, że w domach pielgrzyma jest 1,5 mln miejsc - to jest fascynująca informacja, skąd tylu pielgrzymów - ale Kościół nie chce ich udostępniać uchodźcom wojennym.

Tak. To osobiście - z pewną przyjemnością nawet, muszę powiedzieć - sprawdzałam. Dokopałam się do informacji takich statystycznych, które udostępniał badaczom Kościół chyba 2 lata temu, że takich domów pielgrzyma jest kilkaset w Polsce, chyba ok. 800 i w tym są również domy pielgrzyma innych religii, żeby było jasne. No i oczywiście wystarczy szacunek, to chyba każdy z nas potrafi, że każdy ten dom pielgrzyma musiałby być wielkości bardzo dużego hotelu, żeby zebrało się 1,5 mln miejsc. To jest absolutna bzdura. Liczba wzięta z sufitu.

Takiego tureckiego hotelu nad morzem.

Co najmniej. Takiego bardzo rozległego. Natomiast prawda jest taka, że w większości tych domów pielgrzyma jest już mnóstwo uchodźców ukraińskich i po prostu wszyscy pomagają, jak mogą.

Spróbujmy to podsumować, dowiadujemy się mnóstwa kompletnych bzdur i niektóre gołym uchem słychać, że są to brednie, ale inne już nie. Skąd one się biorą?

Miałabym ochotę opowiedzieć taką historię o tym, jak Rosjanie już w latach 80. opanowali tę sztukę siania dezinformacji. Historia jest za długa, ale też dotyczyła wirusa, tak jak 2 lata temu zaczęła się dezinformacja na temat wirusa. Operacja nazywała się "Infekcja" i wprowadzono do międzynarodowego obiegu medialnego informację, że to Amerykanie wynaleźli w swoich laboratoriach biologicznych AIDS - wirusa HIV. Udało im się (Rosjanom - przyp. red.) to zrobić w ten sposób, że wpuścili najpierw tę informację do bardzo małej gazety w Indiach. Potem po kilku latach po "inkubacji" tej informacji, pojawiło się to w wielu innych gazetach i po kilku latach ta informacja została odczytana w amerykańskiej telewizji. To był koniec operacji i praktycznie wszystkie telewizje świata oraz gazety powtarzały już po kilku latach tę informację. Na tej samej zasadzie dzieje się to teraz. 

Wtedy było trudniej, bo nie było Internetu.

Teraz to wszystko jest oczywiście bardzo przyspieszone, bo wystarczy wrzucić informację i to nie musi być bardzo duża telewizja czy gazeta, wystarczy nawet mały portal lub Twitter. 

Mówi pani o Rosji?

Tak, dlatego że w tej chwili mamy do czynienia niewątpliwie z fake newsami, które są inspirowane przez Rosję. One są często powtarzane przez może nawet nieświadomych ludzi w internecie, w mediach społecznościowych, ale często są to konta, które są specjalnie założone. Na przykład w trakcie pandemii, pojawiało się dużo nowych kont na Twitterze i ci ludzie, a właściwie nie wiem, czy to są nawet ludzie, ale w każdym razie rozpowszechniają oni dezinformacje. 

Być może jedna osoba obsługuje kilkadziesiąt albo i kilkaset kont.

Najciekawsze jest to, że Rosjanie w Polsce nie potrzebują Russia Today czy dużej tuby propagandowej, takiej jak na Zachodzie. Wystarczy tylko, że sączą te informacje na małych portalach, na profilach w mediach społecznościowych i to często rezonuje tak potężnie, że dociera do wielu ludzi. 

Jak się nie dać nabrać na to? Jak się nie dać nabrać na fake w internecie?

Wydawałoby się, że my powinniśmy być odporni w Polsce, ale okazuje się, że nie, bo Rosjanie odkryli, że wystarczy działać na pewne emocje i ludzie przez to tracą czujność. Rosjanie działają na emocje, np. "Ukraińcy nam zabiorą pracę, są uprzywilejowani" itp. Internauta traci wtedy czujność i nie sprawdza źródła, nie zastanawia się, czy to konto w ogóle istnieje, od kiedy istnieje i czy warto to powtarzać. 

Tak. Czy ten obrazek, filmik to na pewno jest z Ukrainy? Czy on jest teraz zrobiony, czy też kiedy indziej?

Jeszcze jedna rzecz - ludzie nie znają rosyjskiego, nie znają cyrylicy, nie znają oczywiście ukraińskiego i dlatego bardzo łatwo się nabierają. Pojawiają się filmiki z Ukrainy, gdzie trzeba znać trochę rosyjski, żeby wiedzieć, że to, co jest w komentarzu, jest nieprawdą. 

Opracowanie: