„A co się takiego stało, że trzeba byłoby się rozstać z ministrem Łukaszem Mejzą?” – komentował Jacek Żalek w Popołudniowej rozmowie w RMF FM. Polityk pytany był pytany o to, co jeszcze musi się wydarzyć, żeby wiceminister Mejza został zdymisjonowany.

Jak podaje Wirtualna Polska, firma Łukasza Mejzy obiecywała leczyć umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na Alzheimera, Parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości. Oferowano nieuznawaną przez środowisko medyczne terapię komórkami macierzystymi - za nie mniej niż 80 tysięcy dolarów. Co więcej, jak informują dziennikarze WP, wiceminister Mejza miał osobiście jeździć i przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy im pomogą.

Podczas konferencji pod Prokuraturą Okręgową w Warszawie poseł Lewicy Maciej Kopiec przywołał poniedziałkowy wpis na temat obecnego wiceministra sportu w mediach społecznościowych prawnika i eksperta w dziedzinie prawa podatkowego Roberta Gwiazdowskiego, który współpracował z Mejzą jako przedstawicielem Bezpartyjnych Samorządowców podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego w inicjatywie Polska Fair. "Osobiście coś mu jednak zawdzięczam. Sfałszowane podpisy w okręgach, w których to on je zbierał uniemożliwiły nam zarejestrowanie list wyborczych w cały kraju" - napisał Gwiazdowski.

Z mojej wiedzy wynika, że pan profesor ma żal do pana Mejzy, że nie zebrał odpowiedniej ilości podpisów - komentował sprawę gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Zakładam, że skoro pan profesor nie złożył doniesienia do prokuratury, to raczej przyjmuje założenie, że to niefortunne sformułowanie - dodał Żalek.

Żalek: Firma Mejzy nie wzięła ani złotówki

Działali chyba dwa miesiące, nie wzięli ani złotówki - tak Jacek Żalek bronił działalności biznesowej wiceministra sportu Łukasza Mejzy, który w 2019 r. oferował nieuleczalnie chorym wyjazdy na leczenie kwestionowanymi przez lekarzy terapiami.  Łukasz Mejza natychmiast się wycofał, jak porozmawiał z profesorami. Miał żywy dowód w postaci człowieka, który na jego oczach wrócił do zdrowia. Jego model biznesowy był taki, że to miała być tylko i wyłącznie turystyka medyczna - przekonywał Żalek.

Tomasz Terlikowski pytał swojego gościa także o to, dlaczego na polsko-białoruską granicę nie są wpuszczanie organizacje humanitarne. Dlatego że my musimy strzec swoich granic - odpowiedział poseł Partii Republikańskiej. Z tego samego powodu, według Żalka, na granicy nie powinno być dziennikarzy. Dlaczego reżim Łukaszenki ma się dowiadywać z mediów, gdzie stacjonują jakie jednostki? - pytał retorycznie wiceminister funduszy i polityki regionalnej.

Przeczytaj treść rozmowy:

Tomasz Terlikowski: Oglądał pan "Potop"?

Jacek Żalek: Tak jest.

I pamięta pan taką scenę, jak Kmicic grany - z resztą brawurowo - przez Olbrychskiego, broni się przed Wołodyjowskim, granym przez Tadeusza Łomnickiego i mówi do niego przez zaciśnięte zęby "Kończ waść, wstydu oszczędź". Pamięta pan tę scenę?

Pewnie każdy z nas pamięta.

Pytam się o to z bardzo prostego powodu. Zastanawiam się co jeszcze musi się wydarzyć, żebyście się rozstali  z panem wiceministrem Łukaszem Mejzą?

A co się  takiego stało, że trzeba by było się z nim rozstać?

Jest oskarżony o zbieranie fałszywych podpisów przez dość poważną postać, jaką jest Robert Gwiazdowski.

Oskarżony?

Wie pan, mogę panu przeczytać co napisał pan Robert Gwiazdowski.

Ja wiem co napisał. I zakładam, że jest poważnym człowiekiem. Wybory odbyły się już parę lat temu i zakładam, że złożył już doniesienie do prokuratury, jeżeli nie, to popełnił...

Dziś trafiło takie doniesienie do prokuratury, złożone przez Lewicę.

Zaraz, zaraz. Czyli pan profesor nie złożył doniesienia?

Rozumiem, że winny jest profesor?

Nie, panie redaktorze. Proszę tak nie ironizować. Ja mówię co innego. Z mojej wiedzy wynika, że pan profesor ma żal o to do Łukasza Mejzy, że nie zebrał  podpisów. Napisał, użył tam sformułowania...

Sfałszowane podpisy poparcia.

Tak.

Zarzuca pan profesorowi, że nie wiedział co napisał.

Nie. Zarzucam, że jeżeli w jego sztabie doszło do popełnienia przestępstwa, to powinien  je zgłosić.

Dokładnie użył pan takiego sformułowania, że pan profesor Gwiazdowski ma żal do pana Łukasza Mejzy, że on nie zebrał...

Tak zakładam.

Ale napisał, że sfałszował, a nie, że nie zebrał.

A ja z drugiej strony wiem, bo przychodząc do studia zapytałem o to tych, którzy organizowali te wybory, że nie chodziło o żadne fałszowanie, tylko chodziło o to, że nie zostały zebrane. I o tym mówię. Ja mówię o faktach, a nie o jednej wypowiedzi, która mam nadzieję, że jest niefortunną wypowiedzią.

Mówiąc wprost zarzuca pan panu Robertowi Gwiazdowskiemu, że nie wie co napisał.

Mówię, że...

Jeżeli ktoś pisze "sfałszowane podpisy poparcia w okręgach, w których to on je zbierał, uniemożliwiły nam zarejestrowanie list wyborczych" - to jest  bardzo konkretny zarzut. To jest zarzut nie niezebrania podpisów, tylko sfałszowania.

I zakładam, że skoro pan profesor nie postawił tego zarzutu, bo jeżeli ktoś fałszuje podpisy, to dopuszcza się przestępstwa. I rozumiem, że napisał sobie to od tak, a nie złożył doniesienia do prokuratury... Mało tego. Brak tych podpisów spowodował, że nie zarejestrował komitetu.

Z czego się z resztą cieszy.

Może się cieszy, ale jeżeli to jest prawda - a zakładam, że nie - to powinien złożyć doniesienie do prokuratury. Skoro  tego nie złożył, to raczej przyjmuję założenie, że jest  to jednak niefortunne sformułowanie.

Czytałem wiele tekstów Roberta Gwiazdowskiego i raczej aż tak niefortunnego sformułowania w nim nie spotkałem, żeby ktoś mając na myśli to, że ktoś mu nie zebrał  podpisów napisał, że je sfałszował. To nie jest niefortunne sformułowanie.

Bo jednak jest różnica między tym, że ludzie, którzy są odpowiedzialni za kampanię wyborczą Gwiazdowskiego mówią, że po prostu, nie zebrał podpisów.

Publicznie nie ma takich wypowiedzi.

Ale ja o to pytałem i zapewniono mnie, że chodzi o niezebranie podpisów.

Więc jeszcze raz - mamy publiczną wypowiedź Roberta Gwiazdowskiego, a pan na nią odpowiada prywatnymi wypowiedziami kogoś, kogo nawet nie znamy z nazwiska.

Dobrze, to w takim razie ja zakładam, że pan Gwiazdowski ujawni skalę tego przestępstwa.

Czyli rozumiem, że czekamy aż ujawni?

Tak.

Wirtualna Polska ujawniła bardzo wiele materiałów, np. dotyczących firmy Vinci NeoClinic, która oferowała terapie komórkami macierzystymi pluripotencjalnymi, która miała wyleczyć ze wszystkiego. 80 tys. dolarów, dzwonienie do rodzin dzieci, często śmiertelnie chorych. Rozumiem, że to też nie jest problem?

Dla kogo?

Dla państwa, dla partii Republikanie, dla rządu, dla władzy.

Co nie jest problemem, przepraszam?

To, co robił pan Łukasz Mejza.

Ale co robił? Właśnie, zdefiniujmy, co robił? Panie redaktorze, pan przyjmuje na podstawie, z tego co wiem raczej kalumnii, bo Łukasz Mejza - uporządkujmy fakty -dostał propozycję od swojego kolegi, który był sparaliżowany, tracił możliwość chodzenia i ma chorobę nieuleczalną genetyczną, i pochwalił się, że korzystał z tej terapii. Ocenimy tę terapię za moment, bo zakładam, że pan redaktor mnie o nią zapyta - o moją ocenę tej terapii.

Nie, ja się na razie nie chcę pytać o terapię. Panie pośle, ani pan, ani ja nie jesteśmy lekarzami. Porządkujmy fakty. Proszę bardzo, tu jest ulotka - spis chorób neurologicznych leczonych innowacyjną terapią: autyzm, ataksja, udar mózg, choroba Alzheimera, choroba Parkinsona...

Czyja to jest ulotka?

Vinci NeoClinic, tu jest jak wół napisane.

Łukasz Mejza dostaje propozycję założenia spółki z kolegą, który twierdzi, że został uzdrowiony i, że to jest super terapia, która może dać nadzieję i wyleczyć innych, bo skoro on został wyleczony, to i inni mogą zostać wyleczeni.

I pan Łukasz Mejza nie wiedział, że nie ma lekarstwa na autyzm?

Panie redaktorze, rozmawiamy?

Rozmawiamy. Zadaję pytania i próbuję pogłębić odpowiedź. Liczę na to, że nie będzie mi pan streszczał całego artykułu i prostował każdego zdania.

Chce pan poznać prawdę, czy chce pan obrzucać błotem?

Jeszcze raz - czy ja chcę poznać prawdę czy nie, pan zakłada, że prawdę mówi pan Łukasz Mejza. Ja nie widzę ku temu żadnych powodów. Tu mam ulotkę - jest autyzm, jest ataksja, jest udar mózgu...

Czyja to jest ulotka?

Vinci NeoClinic.

I ja teraz panu odpowiadam. Firma, którą założyli panowie, działała z udziałem Łukasza Mejzy może dwa miesiące.

I co? Przez te dwa miesiące nic się nie wydarzyło.

Tak, nic się nie wydarzyło.

To ja jeszcze raz zadam pytanie - czy przez te dwa miesiące pan Łukasz Mejza się nie zorientował, że na autyzm nie ma lekarstwa?

Mało tego, że się zorientował. Zrezygnował.

Po dwóch miesiącach?

Tak. Po dwóch miesiącach.

A wcześniej tego nie wiedział, że na te choroby nie ma lekarstwa, że autyzmu się nie da wyleczyć? Ci świadkowie, którzy mówią o tym, że to pan Łukasz Mejza kazał im dzwonić do rodzin dzieci chorych i mówić im, że to jest cudowna terapia, to też mówią nieprawdę?

Zakładam, że to ci sami, którzy ujawniali swoje SMS-y, że za informacje obciążające Łukasza będą otrzymywali wynagrodzenia? Panie redaktorze, bardzo szybko zmienił pan temat. Oceniajmy to, co zrobił Łukasz, a nie to, czy ta terapia jest skuteczna, czy nie. A ja chętnie z panem redaktorem porozmawiam o skuteczności tej terapii.

Pewnie będzie pan udowadniał, że jest skuteczna?

Nie, będę udowadniał, że jest nieskuteczna.

Fantastycznie. Ale to wiemy. Tego nie musi nam pan udowadniać.

Nie, panie redaktorze, pan to wie?

Tak.

To ja rozumiem, że zada pan to samo pytanie panu prof. Maksymowiczowi, który - w odróżnieniu od Łukasza - jest profesorem medycyny?