Jak sam mówi, poczuł się niepotrzebny. Jednak jego doświadczenie podczas Euro 2012 mogłoby być nieocenione. Michał Żewłakow postanowił zakończyć karierę w reprezentacji ze 102 spotkaniami na koncie. Przez ostanie 10 lat pojawiał się w wyjściowym składzie w większości meczów biało-czerwonych.

Od 2000 roku, czyli od początku kadencji Jerzego Engela, piłkarska kadra zagrała około 150 meczów. W 101 z nich zagrał Michał Żewłakow - zadebiutował jeszcze wcześniej u Janusza Wójcika.

Wynik naprawdę imponujący zważywszy, że część spotkań kadra rozgrywała w krajowym składzie i Żewłakow nie był brany pod uwagę przy powołaniach. Jego pokoleniu zarzuca się brak sukcesów. Jednak urodzony w Warszawie defensor zagrał dwa razy na Mistrzostwach Świata i raz w Mistrzostwach Europy. We wszystkich przypadkach był podstawowym obrońcą - na 9 możliwych spotkań zagrał w 8. Przyznać trzeba, że odpadanie w fazie grupowej chluby nie przynosi, ale jeśli przypomnimy lata dziewięćdziesiąte, to ostatnia dekada wcale nie była taka zła, a całe te 10 lat firmuje swoim nazwiskiem Żewłakow. W eliminacjach Mistorzstw Świata zagrał 22 razy i zdobył 2 bramki, w eliminacjach Mistrzostw Europy licznik zatrzymał się na 15 występach. Najwięcej było oczywiście gier towarzyskich - 57.

Sam Żewłakow przyznaje, że talentu miał mniej niż Lato, Deyna, Szarmach czy Boniek, ale dzięki swojej pracowitości osiągnął naprawdę dużo i nie chodzi jedynie o rekord naszej reprezentacji pod względem ilości występów. Żewłakow jest jednym z niewielu polskich piłkarzy - ja naliczyłem dwóch - którzy cały czas zmieniali kluby na lepsze. Z Polonii Warszawa przeniósł się do Beveren, Excelsior Mouscron, potem do Anderlechtu, by później zamienić Belgię na Grecję i bronić braw Olimpiakosu. Transfer do Ankaragucu to już poniekąd piłkarska emerytura. Jedynie Jerzy Dudek może się pochwalić lepszym klubowym CV na przestrzeni ostatnich 10 lat.

Jeden z moich kolegów wspominając czasy młodości opowiadał mi o treningach w Drukarzu Warszawa, w którym przed laty za młodu grał razem z Michałem i Marcinem Żewłakowami. Jeśli wierzyć jego słowom potrafił wtedy (20 lat temu) bez kłopotu przedryblować obu braci. Dziś mój kolega w piłkę gra rekreacyjnie - a "Żewłak" kończy wspaniałą przygodę z reprezentacją.

Miał być liderem obrony na Euro 2012. Wyszło inaczej. Być może Franciszek Smuda zbyt pochopnie rezygnuje z tak doświadczonego zawodnika. Może cała "afera" związana z powrotem kadry z USA była niepotrzebna. Mecz z Grecją potwierdził, że spokój Żewłakowa może być przydatny, ale to już temat zamknięty. Trzeba będzie sobie radzić bez niego. Na razie jednak Michał nie kończy przygody z piłką. Pogra jeszcze w Turcji, a może w kolejnym sezonie pokusi się o grę w krajowej lidze? A może jeszcze zmieni zdanie...