Dwa lata temu zaczynała się „Janowiczomania” – nasz tenisista pokonywał w paryskiej hali Bercy kolejnych rywali. Znalazł się ostatecznie w finale dobrze obsadzonego i dobrze płatnego turnieju. Teraz niestety udział w turnieju zakończył się dla Janowicza już na pierwszej rundzie. Lepszy okazał się Sam Querrey z USA.

Dobre turnieje w wykonaniu naszego najlepszego tenisisty w tym roku możemy policzyć na palcach jednej ręki. Winston-Salem (finał), to właściwie jedyny udany turniej Łodzianina w drugiej części sezonu. Poza tym niezłe wyniki osiągał jedynie na początku roku w Rotterdamie (ćwierćfinał)i Montpellier (półfinał). To rozczarowujące i dla samego tenisisty, jego sztabu i kibiców. Analiza problemu to oczywiście złożona sprawa. Złożyły się na to kłopoty zdrowotne, które pociągnęły za sobą trudności z odpowiednimi treningami. Były i inne problemy.

Janowicz musi teraz powalczyć, by znów wyjść na prostą. Teraz można uczciwie powiedzieć, że popadł w tenisową szarzyznę. Szkoda, bo liczyliśmy na dużo więcej. Miał się przecież Janowicz zadomowić w światowej czołówce, atakować rankingową "dziesiątkę". Kilku zawodników, którzy podobnie jak Polak byli wymieniani w gronie "młodych strzelb" kłopoty ma już za sobą. Japończyk Kei Nishikori jest rankingu szósty. Bułgar Grigor Dimitrow 11. Janowicz jest obecnie 42., ale nie obronił punktów wywalczony w Paryżu przed rokiem, więc pozycja jeszcze się pogorszy.

Oby kolejny sezon był lepszy. Solidne przygotowania, brak kłopotów ze zdrowiem i chęć wygrywania. To wszystko może wprowadzić Janowicza znów na zwycięską ścieżkę. W tym roku jego bilans w singlu to 50 meczów i 24 zwycięstwa. Pora na dobre, spokojne wakacje, a potem na ciężką pracę...