Na tę budowlę nie sposób nie zwrócić uwagi – widział ją każdy, kto kiedykolwiek przejeżdżał Trasą Łazienkowską w Warszawie. Gruba Kaśka od 54 lat dostarcza wodę dla mieszkańców stolicy. A czerpie ją wprost spod dna Wisły.

Gdy wraz z ekipą RMF FM zajechaliśmy pod mury Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie, od razu zaskoczył nas wysoki poziom zabezpieczeń wokół tego miejsca. By dostać się do środka, każdy odwiedzający musi przejść dość drobiazgową kontrolę. To jest obiekt strategiczny, przezorny zawsze zabezpieczony - mówi z uśmiechem Marzena Wojewódzka, rzecznik MPWiK witając nas po drugiej stronie. W czasie naszej wizyty dyskretnie przygląda nam się też ochroniarz.

Nieco onieśmielony takimi warunkami zerkam na rekwizyt, który przyniosłem ze sobą - pustą szklankę. Jeśli mamy wejść do studni, to chyba naturalnym jest, że chcemy napić się tej legendarnej kranówki spod dna Wisły? Moja przewodniczka uśmiecha się i zapewnia, że jakoś to załatwi. Na razie stajemy przed niepozornie wyglądającym budynkiem o wielkich wrotach. Nieśmiało czekam na moment, w którym odrzwia z rozewrą się i odsłonią tajemnice Grubej Kaśki... ale niestety - nie tędy droga. Zamiast tego nasza grupka korzysta z bocznych drzwiczek prowadzących do wąziutkiego korytarza. Kilka kroków i wchodzimy na wielką halę. Zerkam w dół i nieco kręci mi się w głowie - głęboko pod nami ułożone są ogromne rury. To przewody, którym woda spod dna Wisły podawana sjest do kolejnych stacji uzdatniania wody - tłumaczy Wojewódzka.

Gruba Kaśka to w zasadzie gigantyczna studnia z pompą. To jedyna taka studnia na świecie. Stoi w nurcie rzeki, jest zakopana 30 metrów pod dnem rzeki - tłumaczy nasza przewodniczka. Woda pobierana jest za pomocą kilkunastu drenów, które są wbite na stałe w warstwy skalne pod Wisłą. Ale żeby zobaczyć, jak to wszystko wygląda, trzeba najpierw dostać się do studni. By to zrobić, przechodzimy ponad trzystumetrowym tunelem - jedyną drogą do celu. Fotografowanie i filmowanie surowo wzbronione. Na szczęście mamy mikrofony.

Po drodze dowiadujemy się nieco o tym, skąd wzięła się nietypowa nazwa dla obiektu. "Grubą Kaśkę" wybrali sami warszawiacy. W latach 60. XX wieku przeprowadzono konkurs na nazwę. Najbardziej spodobała się mieszkańcom ta nawiązująca do "Grubej Kaśki" niedaleko współczesnego Muranowa - od lat było to podstawowe ujęcie wody dla części Warszawy. Dziś widać ją doskonale na przystankach tramwajowych przy metrze Ratusz-Arsenał.

Po kilkuminutowym spacerze docieramy do wyjścia z tunelu. Jesteśmy w środku. Niestety, moja szklanka wciąż jest pusta. Jednak przede mną na ścianie widok jest wielce obiecujący: widzę kilkanaście kranów! Tam musi być woda...

Warszawska kranówka kosztuje mniej niż jeden grosz za litr, ale jeszcze nie jest nam danej jej się napić. Na razie idziemy dalej. Docieramy do zestawu metalowych skrzynek opatrzonych napisem "System Biomonitoringu Symbio". Zaglądamy do środka.

Mięczaki z gatunku skójka zaostrzona w akwariach Grubej Kaśki czuwają nad jakością wody. To system wczesnego ostrzegania przed zanieczyszczeniami. Zasada jest prosta - małże muszą pozostać otwarte. Jeśli się zamkną, Wisła została zanieczyszczona. Marzena Wojewódzka zapewnia nas, że jeszcze nigdy małże nie zamknęły się - woda spod dna Wisły jest czysta! Czas na ostatni etap naszej wycieczki.

Delikatna bryza, wilgotne powietrze i szum wody - to nie opis jesiennego kurortu nad Bałtykiem - to odczucia, jakie ma reporter, gdy wyjdzie na taras "Grubej Kaśki". Warszawskie MPWiK posiada własną... flotę. Przedsiębiorstwo zatrudnia marynarzy, którzy pracują na specjalnych jednostkach dbających o zabezpieczenie drenów. Wokół "Kaśki" pracują spulchniacze hydrauliczne - "Chude Wojtki". Do czego służą?

Po całej wycieczce wracamy na brzeg. Wszystko super, ale... gdzie mogę napić się wody? Męczę o to naszą przewodniczkę, która w końcu wpada na najlepsze rozwiązanie!

 

(j.)