W Maroku policja rozbiła demonstrację głodnych biedaków. W Peru protestujący zablokowali linię kolejową, którą bogaci turyści podróżują ku ruinom Machu Picchu. W Kamerunie po zajściach ulicznych zamknięto prawie dwa tysiące ludzi, a w zamieszkach w Egipcie zginęło kilka osób.

Na początku kwietnia tłum rozwścieczonych podwyżkami Haitańczyków próbował dostać się do pałacu prezydenckiego. Głównego lokatora uratowała kanonada gumowych kul. Ostrą amunicją załadowane są karabiny maszynowe żołnierzy, którzy patrolują targowiska na FIlipinach. W Pakistanie dostaw żwyności strzegą tysiące wojskowych. Rząd Rosji, dzięki nadwyżkom ze sprzedaży ropy i gazu, wprowadza do sklepów spożywczych urzędowe ceny.

Pod koniec poprzedniego wieku z mapy świata zaczęły powoli znikać obszary głodu. Postęp w rolnictwie sprawił, że Unia Europejska skonstruowała politykę ograniczania produkcji żywności, a Ameryka zasypała świat zbożem. Ale te czasy już minęły. Najnowsza mapa pokazuje zupełnie inny obraz. Ceny żywności przez ostatnie trzy lata wzrosły dwukrotnie i stały się głównym czynnikiem inflacyjnym. Tak ważnym, że zachodni ekonomiści stworzyli specjalne słowo "agflacja", czyli inflacja rolnicza.

Wzrost cen żywności jest nawożony przez trzy składniki. Po pierwsze, bogacący się mieszkańcy Chin zmieniają menu. W nowych lodówkach chcą mieć mięso i ser, a nie ryż. Ponieważ wyhodowanie kilograma mięsa i wydojenie litra mleka wymaga kilkudziesięciu kilogramów pasz, na rynku pojawił się deficyt zbóż. Po drugie, wraz ze wzrostem cen ropy, świat dodaje do paliw coraz więcej biokomponentów, również pochodzących ze zbóż. Po trzecie, słabość dolara, sprawiła że spekulanci zwracają się ku rynkom surowcowym, w tym żywności.

Są na świecie kraje, które na tym zyskają. Farmerom z Argentyny, jeszcze niedawno spisanej przez ekonomistów na straty, płacą za mięso jak za woły. Ukraińcy biorą kredyty na kombajny. Wbrew zastojowi w USA, amerykańskim rolnikom ze stanów "pasa kukurydzy" przybywa zysków.

My, podobnie jak większość mieszkańców świata, nie mamy się z czego cieszyć. Liczącej każdy grosz większości będzie coraz trudniej. Znacznie gorzej jest w krajach naprawdę biednych. Stu milionom ludzi zajrzy w oczy głód. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje też, że w wielu krajach będzie dochodzić do coraz ostrzejszych protestów, a Bank Światowy ostrzega wprost "historia wskazuje, że taka sytuacja czasem kończy się wojną".