Ujęła mnie Weronika Nowakowska niesamowicie. Polska biathlonistka, która wczoraj otarła się o olimpijskie podium. Przed ostatnim strzelaniem miała szanse na medal. Jednak w ostatniej próbie zawiódł ją Zbyszek. A może to ona go zawiodła.

Zbyszek to karabin Weroniki. Nowy, bo w starym złamała się kolba. Do tego starego Weronika mówiła Rysiu. Lubili się i znali na wylot. Do nowego musiała się przyzwyczajać, dlatego początek sezonu nie był najlepszy. To tak jak z czytaniem – umieją państwo czytać? No jasne. To teraz mają państwo książkę, ale po rosyjsku. Dadzą państwo radę? Wyjaśniała różnicę Polka.

Przyznała otwarcie, że rozmawia z karabinem, czasami sobie milczą we dwójkę. Potem kładzie go do szafki i idą spać. Następnego dnia na trasie muszą działać bez zarzutu. Wczoraj na 15 kilometrów pomylili się tylko raz. Gdyby nie to Weronika stałaby na podium. Zbyszek na pewno byłby dumny.

Zresztą chyba jest i teraz. Piąte miejsce to i tak sukces. Podczas gdy snowboardziści wywracają się w każdym przejeździe, biegacze dobiegają w ogonie, a łyżwiarze szybcy okazują się wolni, wyczyn Weroniki budzi podziw. Przed nią jeszcze bieg masowy, a także występ w sztafecie. No ale tu nie wszystko zależy od niej i od Zbyszka. Wystarczy, że komuś zadrży ręka i, jak to mówimy, po frytkach – kończy Weronika.