Mimo zapowiedzi rządu, do końca września nie będzie nowego kontraktu na dostawy gazu ze Wschodu. Nie będzie, mimo że jutro wygasa krótkoterminowa umowa z Gazpromem, który dostarcza nam miliard metrów sześciennych surowca. Odbiorcy indywidualni - jak przekonuje resort gospodarki i Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo - mogą jednak spać spokojnie.

Wygasająca właśnie umowa z Gazpromem miała nam zrekompensować niedobory gazu, które powstały po wyrugowania z pośrednictwa spółki RosUkrEnergo. Stało się to po ostatniej wojnie gazowej między Rosją a Ukrainą z przełomu grudnia i stycznia. Wtedy zależna od Gazpromu firma przestała przesyłać do Polski ponad dwa miliardy metrów sześciennych paliwa. Te zobowiązania jest gotów przejąć na siebie rosyjski monopolista. Polskie władze chcą jednak zawrzeć z nim średnioterminowy kontrakt na dostawy brakującego gazu. Do dziś nie udało się osiągnąć w tej sprawie porozumienia.

Dowiedziałem się, że mimo zapowiedzi negocjacji jeszcze we wrześniu, dopiero na początku października ma zostać określony kolejny termin - jak się okazuje - bardzo trudnych rozmów. Jednak minister gospodarki i szefostwo PGNiG zgodnie uspokajają. Nawet bez tej umowy dostawy do odbiorców indywidualnych nie są zagrożone. Powód - trwający kryzys i obniżenie produkcji przez wielki przemysł chemiczny, któy zużywa najwięcej gazu.

Pocieszające jest także to, że według zapewnień PGNiG, polskie magazyny gazu są wypełnione po brzegi. Aby więc gazu nie zabrakło, liczmy na to, że zima nie będzie zbyt ostra. No i kryzys musi trwać...