"Seong-Jin Cho wyróżnił się połączeniem dwóch elementów: perfekcji absolutnej, technicznej z wrażliwością muzyczną. Nie zagrał ani jednej obcej nuty, czysto od A do Z. Wykonanie nadawałoby się na płytę live bez żadnego montażu" - mówi o zwycięzcy Konkursu Chopinowskiego, gość programu "Danie do Myślenia" w RMF Classic pianista Paweł Kowalski. "Był wrażliwym i myślącym muzykiem" - dodaje. Pytany o innych uczestników odpowiada: "Nic im nie zabrakło, ale ktoś musiał zostać zwycięzcą". "Kiedyś w Konkursach Chopinowskich bywało tak, że od 2 etapu była jedna osoba, która bardzo wyraźnie wyróżniała się wobec innych. Tutaj do ostatniej sekundy nie było takiego przekazu i nie było takiej pewności" - mówi pianista.

"Seong-Jin Cho wyróżnił się połączeniem dwóch elementów: perfekcji absolutnej, technicznej z wrażliwością muzyczną. Nie zagrał ani jednej obcej nuty, czysto od A do Z. Wykonanie nadawałoby się na płytę live bez żadnego montażu" - mówi o zwycięzcy Konkursu Chopinowskiego, gość programu "Danie do Myślenia" w RMF Classic pianista Paweł Kowalski. "Był wrażliwym i myślącym muzykiem" - dodaje. Pytany o innych uczestników odpowiada: "Nic im nie zabrakło, ale ktoś musiał zostać zwycięzcą". "Kiedyś w Konkursach Chopinowskich bywało tak, że od 2 etapu była jedna osoba, która bardzo wyraźnie wyróżniała się wobec innych. Tutaj do ostatniej sekundy nie było takiego przekazu i nie było takiej pewności" - mówi pianista.
Zwycięzca Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, zdobywca złotego medalu i laureat pierwszego miejsca Seong-Jin Cho /Radek Piertruszka /PAP

Tomasz Skory: Sam konkurs już za nami, nagrody rozdane. Proszę powiedzieć, jako specjalista, czym takim wyróżnił się Koreańczyk Seong-Jin Cho, że to on właśnie wygrał?

Paweł Kowalski: Połączeniem dwóch elementów: perfekcji absolutnej...

...technicznej

Technicznej, ale technicznej w najlepszym sensie tego słowa, z wrażliwością muzyczną. W Koncercie e-moll Chopina, którym kończył, był w ostatnim etapie Konkursu Chopinowskiego, jako utwór podstawowy (dwa koncerty fortepianowe), czyli jeden z koncertów z orkiestrą, nie zagrał ani jednej obcej nuty, jak my to mówimy, zagrał czysto od A do Z. Wykonanie nadawałoby się na płytę live bez żadnych montaży. A przy tym był wrażliwym, myślącym muzykiem, albo jest.

Dojrzałość artystyczna u 21-latka to dość chyba nietypowe, czy może już się zdarza?

Teraz już właściwie bardzo typowe. Ludzie, którzy przyjechali i zdobyli tutaj laury są między 17 a 21 rokiem życia. Bardzo młodzi ludzie.

Coś niebywałego. Mocno frustrujące dla osób starszych, że w tym wieku szansa im przepadła. Wielu na zwycięzców typowało panią Kate Liu albo Charlesa Richarda-Hamelina. Oni musieli czymś przegrać z Koreańczykiem. Czym takim? Co zrobili źle?

Ja nie byłem fanem Hamelina od pierwszego etapu. Dla mnie było granie ciut przyciężkie i takie pozbawione poczucia humoru. Chopin był człowiekiem pełnym poczucia humoru i wiele biografii o tym mówi. Ale grał bardzo solidnie, przyzwoicie. Grał jako jedyny finalista Koncert f-moll. Zagrał go niezwykle logicznie i dobrze, ale Koncert f-moll ma jakby taką historię tutaj na Konkursach Chopinowskich - tylko jeden zwycięzca wygrał finał Koncertem f-moll - Dang Thai Son w 1980 roku.

To nie jest koncert do zwyciężania...

Kate Liu grała fenomenalnie, bardzo wrażliwie, była chyba najlepszym muzykiem na konkursie. Popełniła błędy techniczne w Koncercie e-moll w ostatnim etapie i to prawdopodobnie jest przyczyną, dla której zdobyła III nagrodę. Ale dla mnie pozostaje najlepszym muzykiem. Wykonanie Poloneza-Fantazji - pojedynczym najlepszym wykonaniem jakiegokolwiek utworu podczas Konkursu Chopinowskiego.

Ever, tak?

Nie, podczas tej edycji.

Oboje wyróżniali się, według wielu, taką właśnie dużą wrażliwością, delikatnością. To jest odczucie, jak to nazywam kardiologiczne, takie oparte na sercu, nie na wiedzy o wpadkach technicznych. Wzruszali nawet bardziej, ale czegoś im musiało zabraknąć. Jakby pan to coś nieuchwytnego dla niewprawnego ucha opisał?

Nic im nie zabrakło. Ktoś musiał zostać zwycięzcą. Przyjechali, jak Kenijczycy i Etiopczycy na maraton.

Oni zawsze wygrywają...

Nie wiadomo było...

...jakiej konfiguracji, ale wygrywają

To była grupa czworga, pięciorga pianistów, z której było wiadomo, że ktoś ma wygrać. Do końca nie było wiadomo kto. Kiedyś w Konkursach Chopinowskich bywało tak, że od pierwszego, drugiego etapu była jedna osoba, która bardzo wyraźnie wyróżniała się wobec innych i było wiadomo, że jeśli nie popełni błędów, jest faworytem do I nagrody. Tutaj do ostatniej sekundy nie było takiego przekazu i nikt nie miał takiej pewności.

Tak wyrównana stawka.

Myśmy również nie mieli żadnej pewności jako słuchacze, melomani lub tzw. eksperci. Każdy miał swoje wyobrażenia, typy, również emocjonalne odczucia, kto powinien zostać tym zwycięzcą. Został Koreańczyk - w gruncie rzeczy zasłużenie. Gdyby był inny werdykt, mówiący np. o Kate Liu, którą ja bardzo chciałem, żeby była laureatką I nagrody, wydaje się, że również byłby prawidłowy. Jury składało się z bardzo dobrych, koncertujących pianistów w większości laureatów Konkursów Chopinowskich i to jest ogromna różnica w porównaniu z tym, co było w dawnych edycjach, kiedy byli to profesorowie teoretycy.

Nagrody IV i V otrzymali panowie Eric Lu i Tony Yang, 17 i 16 latkowie. Czy to jest potwierdzenie tego, że teraz już w wieku pianistów dwudziestokilkuletnich, to chyba nie ma po co jeździć na konkurs?

Na Konkurs Chopinowski słabo, teoretycznie limit wieku wynosi 30 lat i byli muzycy pod koniec 20, ale nie odnieśli tu sukcesu, co jest trendem typowym w tym momencie dla wielu konkursów  światowych. Wygrywają bardzo młodzi ludzie, to również ze względu na management tak się dzieję. Obaj z resztą, których pan wymienił, są uczniami tego samego gentlemana, o którym już wspomniałem, czyli Dang Thai Son’a, laureata pierwszej nagrody w 1980 roku, który mieszka w Montrealu i urządza im tam takie weekendowe sesje po kilka godzin, które dają, jak widać, rewelacyjne efekty.

Kogo by pan uznał za największego przegranego? Czy bożyszcze pań, gniewnego Estończyka Osokins'a,

To był nawet Łotysz...

Tak, oczywiście Łotysz. Delikatną, pogodną panią Kobayashi z Japonii, czy może Szymona Nehringa, jedynego Polaka w finale?

Przegranych nie ma, natomiast są ludzie, którzy albo nie potwierdzili pokładanych w nich nadziei, tak pięknie mówią ludzie bardzo mądrzy. Łotysz zepsuł wykonanie Koncertu e-moll, popełnił w nim tyle błędów, że to było nie do obrony...

Nie można tego było uznać za improwizację świadomą?

Nie ma improwizacji do końca świadomej. Najlepiej improwizować, wiedząc, co się robi. Miało się wrażenie, słuchając jego wykonania Koncertu e-moll, że nie panuje nad sytuacją. Mówię najprostszym i najbardziej zrozumiałym dla nas wszystkich językiem, żeby to przyjaźnie opisać. Skrzywdzonym jest moim zdaniem Szymon Nehring, który zasłużył na jedną z nagród, w tym doborowym gronie, absolutnych perfekcjonistów, zasłużył na V miejsce, moim zdaniem. Tak to wyliczyłem na podstawie całego konkursu.

Te wyniki konkursu, te przyznane nagrody, każą mi zapytać, co z polską szkołą pianistyki. W konkursie uczestniczyło przecież kilkunastu z 78 uczestników, to byli Polacy.

Polska szkoła pianistyki jest pojęciem historycznym i jako takim nie mając dzisiaj żadnego przełożenia na konkrety.

Czy brak nagrody dla Polaka można nazwać nieporozumieniem? Przeczytaj całą rozmowę i wejdź na specjalną podstronę poświęconą Konkursowi Chopinowskiemu na www.rmfclassic.pl