Gdyby kosmita spojrzał na Ziemię, chwyciłby się za głowę. Z takiej odległości nie widać na niej granic jak na politycznej mapie świata. Z kosmosu nie da się ustalić, czy planetę zamieszkują ludzie. Ale jeśli unosi się nad nią dym, to ostrzeżenie, że dzieje się coś złego. To sygnał dla kosmity, że należy Ziemię omijać. To także sygnał dla nas, jak kosmicznymi potrafimy być głupcami. Ktoś nawet obliczył, że łączna siła eksplozji bomb, jakie w od początku milenium runęły na Ziemię, mogłaby ją wybić z orbity. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, która od 30 lat porusza się nad naszymi głowami, prawdopodobnie spadnie z nieba. Nie da się jej obecnie serwisować z objętej sankcjami Rosji. Tracimy środek ciężkości. Gdyby żył Newton, też chwyciłby się na za głowę, i to nie z powodu jabłka i drzewa.

A dopiero co pogruchotała nam kości pandemia. Przez dwa lata byliśmy w zamknięciu - homo sapiens siedział w klatce. Kiedy mogło się wydawać, że wobec zagrożenia gatunku poczujemy się bardziej stadem, człowiek stał się drugiemu wilkiem. Rosja postanowiła pożreć Ukrainę. Wielokrotnie byliśmy w historii świadkami podobnych igrzysk. Trawiły cale kontynenty i pochłaniały miliony ofiar. Opuchnięty Neron siedzi na Kremlu i patrzy z satysfakcją na płonący Charków. Nie ma na głowie wieńca laurowego, nie potrafi grać na harfie. Ale symfonia zniszczeń, jaką skomponował w chorej głowie, przeraża każdego. W tym samych Rosjan. Na antenie rosyjskiej telewizji zdarzył się samotny protest. Audycję zakłóciła kobieta z antywojennym przesłaniem. Weszła do klatki z lwami na ochotnika.

Powoli przyzwyczajamy się to widoku zwęglonych osieli mieszkaniowych, zburzonych mostów i bombardowanych szpitali. Nasz próg wrażliwości jest ruchomy. Obrazy równanej z powierzchnią ziemi Ukrainy stają się czymś powszednim. Hardziejemy, a naszą wrażliwość obrasta grubsza skóra. To bardzo niebezpieczne, bo stamtąd już krok do obojętności. Jesteśmy bombardowani wojną - nagrań z oblężonych miast jest be liku. Ukazują bohaterstwo Ukraińców. W zajętych przez Rosjan miastach ludzie podchodzą do żołnierzy, a ich jedyną bronią są męskie kapelusze i damskie torebki. Okazują im gniew, niektórzy lamentują. Ale nie schodzą w ulic, nawet gdy agresorzy strzelają w powietrze. Próg wrażliwości Ukraińców także się przesunął. To, co wczoraj było niebezpieczne, dziś już nie jest.

W Melitopolu barbarzyńcy porwali burmistrza miasta. Założyli mu czarny wór na głowę i pod bronią wyprowadzili z urzędu. Wiedzą, że wokół takich ludzi skupia się ruch oporu. Na jego miejsce wyznaczyli kobietę z ukraińskim nazwiskiem. Natychmiast wygłosiła orędzie do mieszkańców, by zaprzestali protestów i nie ulegali prowokacjom. Wątpię, by długo pozostała Ukrainką. Można się spodziewać, że takich przypadków będzie więcej. Rosjanie nie tylko zrzucają bomby, które widać z kosmosu. Wzięli do ręki dłuto i łupią po kawałku demokrację. Gdy dokonają nieodwracalnych zniszczeń, w zajętych regionach mogą zorganizować samozwańcze referenda. Już pojawiły się informacje o nieudanych rozmowach z lokalną ludnością. Oblężony Kijów z trudem, ale panuje nad resztą kraju.

Gdybym mógł usiąść z kosmitą w latającym talerzu, błagałbym, żeby leciał dalej. Żeby nie zatrzymywał się na Ziemi. Nie chcę, by wszechświat zaraził się od nas wirusem wojny. Tyle naczytaliśmy się o obcych cywilizacjach czyhających na naszą planetę, tymczasem sami realizujemy czarny scenariusz. Zabijanie może podążać w każdym kierunku, a Ziemia jest okrągła. Skończy się dopiero, gdy instynkt przetrwania weźmie górę nad chęcią samounicestwienia. Gdzieś, przy jakimś nieokrągłym stole prowadzone są negocjacje pokojowe - co kilka dni docierają do nas takie informacje. Świat się im przygląda bez przekonania, a ludzie w Ukrainie giną już masowo. Jeśli człowiek zabija ciężarną kobietą - jak stało się to w Mariupolu - odmawia sobie prawa do istnienia. Potwór z Kremla powinien o tym pamiętać.