​Zbliża się Wielkanoc. Będą stroić marmurowe groby i malować pisanki. Ale tym razem - ruscy centurioni - nie zabijecie żydowskiego króla. Możecie wbijać Ukrainie gwoździe w nadgarstki, możecie stawiać krzyże od Odessy do Mariupola. Mam jednak dla was złą wiadomość. Nie będzie zmartwychwstania, bo nikt nie zginie. Niech się Pan trzyma prezydencie Zełenski, życzę zdrowia! Golgota nie wygra. Nic się nie dopełni. Na drodze krzyżowej oznaczonej nowymi stacjami wróg będzie upadać po raz pierwszy, drugi i kolejny, aż odśpiewają w Moskwie gorzkie żale. Wtedy dopiero będzie Alleluja!

W trudnych chwilach zawsze z pomocą przychodzi Bach. Patrząc na cierpienie sąsiadów, słyszę Pasję wg. Św. Mateusza. Znam ją na pamięć - każdy recytatyw, chorał i arię. Jej dramaturgia - w zależności od nastawienia - potrafi podnieść człowieka na duchu lub zepchnąć w czeluść. Pasja nie jest zbiorem luźnych utworów. Liczy się jej całość. Po czterystu latach Bach przypomina nam, jak niezłomny jest duch i jak kruche jest ludzkie ciało. To arcydzieło towarzyszy mi od miesiąca. Prowadzi za rękę przez wojnę. Siedzimy razem w okopach, świętujemy zwycięstwa. Jak dobrze, że homo sapiens tworzy cuda.  

Na skwerku we Lwowie po raz kolejny odegrano hymn Ukrainy. To członkowie tamtejszej orkiestry symfonicznej. Odziani w żółto-niebieskie flagi występują w sali koncertowej pod gołym niebem. Każdy oddaje ojczyźnie to, co potrafi. Jedni utwory Mozarta, inni nacięcia na kolbie karabinu. Nie wszyscy muszą walczyć na pierwszej linii frontu. Nawet nie powinni - nawet w tym strasznym czasie nie ma takiego przymusu. Armia składa się z zawodowców i rezerwistów. Jest też cywilny trzon obrony terytorialnej. Wszyscy grają w jednej orkiestrze, a dyrygentem jest ukraiński Żyd. Niegdyś aktor, teraz prezydent.  

W Odessie, w oczekiwaniu na zwiedzanie miasta przez Rosjan, obłożono pomniki workami z piasku. Wyglądają komicznie - jak choinki w białych płóciennych ozdobach. Wystaje im tylko głowa, żeby widziały, co nadchodzi. Nikt nie przepasa opaską oczu marmurowych bohaterów. Jeśli dojdzie do egzekucji, niech patrzą katom w ślepia. Odessa czeka. Nigdzie się nie spieszy. Zaliczyła już pierwsze bombardowania - jest zaszczepiona. Gdy cichną wybuchy i milkną alarmy, znad morza nadchodzi ciepły powiew wiatru. Przegania za horyzont pióropusze dymów. Życie uparcie wraca do normy.  

Ale nie w Mariupolu. Tu nawet śmierć nie ma do czego wracać. Oficjalny kanał rosyjskiej telewizji pokazał film nakręcony z drona. Na nim kompletnie zniszczone miasto, jak Allepo albo Warszawa. Prezenterka rosyjskich widomości mówi, że to dzieło ukraińskich nacjonalistów. Sami postanowili zburzyć własne miasto, a że nie można było siedzieć z założonymi rękami, do akcji weszli wyzwoliciele! Takiego szczytu obłudy nie da się przeskoczyć. Nie mieści się w cywilizowanych normach. Pani na ekranie uśmiecha się i zaprasza na prognozę pogody. Jutro będzie świecić słońce.

Zbliża się Wielkanoc. Niedługo ludzie ruszą do spowiedzi. Będą myć okna i trzepać dywany. Ma znowu powstać z martwych, więc kto żyw dwoi się i troi. Ale to nie będą tym razem zwyczajne święta. Będzie nas więcej w Polsce przynajmniej o dwa miliony. Ukraińcy uciekają przez złem. To nie jest dialektyczny koncept, który żartuje sobie z dobrem. To rzeczywista i namacalna siła. Ma kopyta i zionie siarką. "Kształt o lwim cielsku i człowieczej głowie, z okiem jak słońce pustym, bezlitosnym, dźwiga powolne łapy, a wokoło krążą pustynnych ptaków rozdrażnione cienie". William Butler Yeats.