Agnieszka Radwańska zwycięstwo nad Japonką Kimiko Date-Krumm w 1. rundzie wielkoszlemowego turnieju Australian Open na twardych kortach w Melbourne okupiła stratą... sprzętu. W ostatnim gemie pękła rakieta, a jej główka doleciała niemal do trybun. 21-letnia tenisistka z Krakowa wróciła w Australii do gry po ponad trzymiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją i operacją nogi. Z 19 lat starszą Japonką wygrała 6:4, 4:6, 7:5, a mecz trwał dwie godziny i 34 minuty.

W ostatnim gemie po returnie jednego z serwisów Date-Krumm rozpadła się rakieta Polki. W jej dłoni pozostała tylko rączka, a główka poleciała wysoko w górę i zatrzymała się tuż przed pierwszym rzędem trybun. Radwańska nie kryła zdziwienia, ale spokojnie wymieniła rakietę, wygrała nią trzy kolejne piłki i mecz.

W drugiej rundzie rozstawiona z numerem 12. Polka zmierzy się z zajmującą obecnie 140. miejsce w rankingu światowym Chorwatką Petrą Martic.

Date-Krumm po raz pierwszy w Australian Open zagrała w 1990 roku, gdy Radwańska miała... 10 miesięcy, a 25 zawodniczek z głównej drabinki tegorocznego turnieju nie było na świecie.

Wiek nie może być usprawiedliwieniem porażki. Grałam najlepiej jak potrafiłam, ale widać, to było za mało - przyznała Japonka, która uważa, że przełomowym momentem meczu było wezwanie przez uskarżającą się na ból pleców Polkę lekarza na kort. Miało to miejsce w trzecim secie, przy prowadzeniu Date-Krumm 4:1.

Od kiedy pamiętam, takie przerwy źle na mnie wpływały. Teraz było podobnie. Nie pomogła mi też pogoda. Temperatura wynosiła 23 stopnie, czyli niewiele jak na australijskie lato. Gdy rywalkę opatrywał lekarz, moje ciało "stygło". Gdy wznowiłyśmy grę, złapał mnie skurcz, nie mogłam poruszać się tak łatwo jak wcześniej i ostatecznie przegrałam. Teraz wrócę do kraju i zastanowię wspólnie z lekarzem i fizjoterapeutą, jak uniknąć podobnych wpadek w przyszłości. Nie chcę więcej przegrać w taki sposób - zaznaczyła.

Pytana, czy zamierza kontynuować karierę, odpowiedziała z uśmiechem: "A dlaczego nie?".