Przygotowująca się do występu w mistrzostwach Europy reprezentacja Polski koszykarzy przegrała z Ukrainą w swoim pierwszym spotkaniu międzynarodowego turnieju w Lublinie. Mecz zakończył się wynikiem 83:84 (21:21, 19:18, 27:18, 16:27). Punkty na wagę zwycięstwa zdobył dla Ukrainy - równo z końcową syreną - naturalizowany Amerykanin Pooh Jeter.

Polacy wystąpili bez Macieja Lampego, który po kolejnym zastrzyku w monachijskiej klinice (kręgosłup) musiał w piątek pauzować. Ma zagrać w sobotnim spotkaniu przeciw Wielkiej Brytanii.

Mecz był zacięty i wyrównany przez cztery kwarty. Ukraińcy prowadzeni przez amerykańskiego trenera Mike'a Fratello, byłego szkoleniowca Cleveland Cavaliers i Atlanta Hawks, stawiali Polakom opór i pod koszem (Kyrył Natiażko) i na obwodzie (Pooh Jeter).

Po 10 minutach był remis 21:21, po dwóch kwartach podopieczni trenera Dirka Bauermanna prowadzili nieznacznie 40:39, mając najlepszych graczy w Marcinie Gortacie (13 pkt) i niespełna 20-letnim Mateuszu Ponitce (12 pkt).

Biało-czerwoni mieli jednak kłopoty w obronie, gdyż ukraińscy rywale zbyt łatwo zdobywali punkty. Dirk Bauermann często pokrzykiwał z ławki w stronę podopiecznych i chodził nerwowo wzdłuż linii.

W drugiej połowie Polacy w defensywie zagrali już lepiej. Seria trzypunktowych rzutów - wpadło ich siedem z rzędu: trafiali Michał Chyliński (dwukrotnie), Adam Waczyński, Łukasz Koszarek i Krzysztof Szubarga - dała przewagę 67:57 po 30 minutach. Na początku czwartej kwarty po kolejnym rzucie zza linii 6,75 m Polacy prowadzili 73:61, a gdy dwa punkty dorzucił Gortat, uzyskali najwyższą przewagę 75:61.

W końcówce Ukraińcy wykorzystali kilka błędów Polaków i zmniejszyli ich prowadzenie do trzech punktów (76:73). Bauermann desygnował do gry zawodników pierwszej piątki (Łukasz Koszarek, Thomas Kelati, Mateusz Ponitka, Michał Ignerski, Marcin Gortat) i ci zatrzymali napór rywali. Na 125 sekund przed końcem Polska ponownie wygrywała różnicą 10 pkt (83:73).

Końcówka należała jednak do rywali. Najpierw, na pięć sekund przed końcem za trzy  trafił Serhij Gladyr, później Polacy źle wyprowadzili piłkę z autu, przechwycił ją Jeter i równo z końcową syreną zdobył punkty.

Polacy mieli 17 strat (o jedną więcej niż rywale) i choć wygrali walkę pod tablicami (28:24), schodzili z parkietu pokonani.

Ciężko nam się grało od początku. Lepiej jednak przegrać teraz niż na mistrzostwach - powiedział kapitan Michał Ignerski.

W sobotę rywalami biało-czerwonych będą Brytyjczycy, którzy we wcześniejszym meczu ulegli wysoko Szwedom 68:85.