Bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski Wojciech Szczęsny z uznaniem wypowiadał się o grze środkowych obrońców w meczu z Norwegią. Na stadionie w Faro, po bramce Roberta Lewandowskiego, Polacy zwyciężyli 1:0.

Na początku spotkania popełniłem błąd, minąłem się z piłką, ale miałem dużo szczęścia, bowiem potem uderzyła mnie w głowę i nie straciliśmy bramki. Zdaję sobie sprawę, że takich pomyłek czeka mnie w życiu jeszcze dużo, oby tylko, tak jak w środowy wieczór, bez poważnych konsekwencji - powiedział 20-letni zawodnik Arsenalu Londyn.

Później cała defensywa grała już bezbłędnie, a wręcz świetnie zaprezentowali się środkowi obrońcy Arek Głowacki i Kamil Glik. W sumie nie pozwoliliśmy Norwegom na stworzenie jakiejś sytuacji. I nawet jeśli Johnowi Carewowi nie za bardzo chciało się walczyć, to jednak jest świetnym piłkarzem i obrońcy mogą być szczęśliwi, że udało się im go zatrzymać - dodał Szczęsny.

Syn byłego reprezentanta kraju, Macieja Szczęsnego, wrócił do bramki biało-czerwonych po kilkunastomiesięcznej przerwie. Po raz pierwszy zagrał 90 minut. Cieszę się i z wygranej, i z zachowania czystego konta. Nie było łatwo, gdyż w drugiej połowie tak naprawdę tylko się broniliśmy - przyznał.

Największe zagrożenia dla naszej bramki stwarzał lewy obrońca Norwegii Romy John Arne Riise, m.in. w 61. minucie mocnym uderzeniem próbował zaskoczyć Szczęsnego. Piłka leciała na dobrej wysokości, cały czas ją widziałem, nikt mi jej nie zasłaniał. Ale poczułem jej siłę, najważniejsze, że obroniłem strzał. Tak naprawdę to on efektownie wyglądał chyba tylko z trybun - stwierdził Szczęsny.