Łukasz Kubot odpadł w 1/8 finału wielkoszlemowego turnieju Australian Open (z pulą nagród 22,14 mln dol. australijskich) na twardych kortach w Melbourne Park. Polski tenisista przegrał w czwartej rundzie 1:6, 2:6, 5:7 z Serbem Novakiem Djokovicem, rozstawionym z numerem trzecim. Ale to i tak duży sukces - po raz pierwszy od czasów Wojciecha Fibaka nasz tenisista zagrał w 1/8 finału wielkoszlemowego turnieju.

Najpierw nasz tenisista bez kłopotów odprawił Niemca Mishę Zvereva 6:3, 6:3, 6:3. Wszystko wskazywało na to, że kolejnym rywalem Polaka będzie rozstawiony z 16. Tommy Robredo. Hiszpan przegrał jednak z mało znanym Kolumbijczykiem Giraldo. Rywal co prawda wygrał jednego seta, ale to Polak rozstrzygnął mecz na swoją korzyść - 6:4, 3:6, 6:3, 6:1. Można oczywiście biadolić, że awans do czwartej rundy nie był wynikiem dobrej gry Polaka, a jedynie kontuzji jego rywala Michaiła Jużnego. Rosjanin już dzień przed meczem chodził z ręką w temblaku (kłopoty z nadgarstkiem), ale to w Melbourne nic nadzwyczajnego. Mimo, że to dopiero początek sezonu, to już gwiazdy tenisa borykają się z kłopotami zdrowotnymi. Juan Martin del Potro, Dinara Safina, Ula Radwańska - to tylko pierwsze z brzegu przykłady osób, które w najbliższych dniach trafią na leczenie.

W meczu z Djokoviciem Kubot nie miał większych szans. Dwa pierwsze sety przegrał gładko do jednego i dwóch. Dopiero w trzecim secie walczył z trzecią rakietą świata jak równy z równym. Za dojście do 1/8 finału zarobił 89 tysiące dolarów australijskich i zarobił 180 punktów do rankingu ATP World Tour, co powinno pozwolić mu awansować w przyszły poniedziałek w okolice 60. miejsca na świecie, z 86. najwyższego w dotychczasowej karierze. Przypomnę tylko, że dotychczas najlepszym wynikiem Kubota w wielkim szlemie była trzecia runda US Open, ale było to już trzy lata temu. A swoją drogą ciekawe, kto przed rozpoczęciem Australian Open przypuszczał, że to Kubot zajdzie najdalej spośród wszystkich polskich singlistów...