Piłkarzom Lecha długo, bo aż 17 lat przyszło czekać na mistrzowski tytuł. Jak przyznał Bartosz Bosacki, wychowanek poznańskiego klubu i kapitan drużyny, warto było uzbroić się w cierpliwość, by sięgnąć po upragniony sukces.

Zobacz również:

Gdy lechici w 1993 roku zdobyli ostatni tytuł, Bosacki grał dopiero w drużynie juniorów. Z Lechem związany jest przez większą część swojej kariery. Brakowało mi tego mistrzostwa. Były wcześniej Puchary Polski, Superpuchary, gra na mistrzostwach świata w reprezentacji Polski. Mistrzostwo to wyjątkowa rzecz dla mnie - mówił obrońca Kolejorza.

Jak dodał Bosacki, jego zespół dokonał rzeczy prawie niemożliwej - nie tylko odrobił osiem punktów straty do Wisły w zaledwie 13 meczach, ale jeszcze wygrał ligę z przewagą trzech "oczek". Nasza pogoń za Wisłą była naprawdę imponująca. Tym bardziej to nasze mistrzostwo jest jeszcze większym sukcesem - podkreślił Bosacki.

Grający czwarty sezon w Lechu Marcin Kikut również nie krył radości. Sukces rodził się w bólach, nie byliśmy faworytem w trakcie rozgrywek, mieliśmy dużą stratę do Wisły. Ten sezon był pełen dramaturgii i heroizmu z naszej strony. Opłaciło się, bo do mety dotarliśmy jako zwycięzca - mówił Kikut.

Jedna z legend Lecha - Andrzej Juskowiak miał okazję w przeszłości cieszyć się ze zdobycia mistrzowskich tytułów. W 1990 roku strzelił bramkę na Łazienkowskiej przeciwko Legii i to w Warszawie Kolejorz świętował zwycięstwo w lidze. Dwa lata później król strzelców igrzysk olimpijskich z Barcelony powtórzył sukces.

Oczywiście, że pamiętam tamte tytuły i radość gdy wygrywaliśmy ligę. Co ciekawe, w 1992 roku odchodziłem z Lecha jako mistrz Polski, a teraz wróciłem i znów jestem mistrzem Polski - uśmiechnął się Juskowiak, który w Lechu odpowiada za szkolenie napastników.

Piłkarze Lecha świętowali mistrzowski tytuł do późnych godzin nocnych - najpierw z kibicami na Starym Rynku, a potem we własnym gronie. W niedzielę rano wyruszyli do Warszawy na uroczystą galę, na której zostaną udekorowane najlepsze drużyny sezonu 2009/2010.